- Ross? To
ty już tutaj? – ledwie wypowiedziałam te słowa. Po prostu się bałam tego, co
zaraz nastąpi.
- Możesz
odpowiedzieć na moje pytanie? – odpowiedział pytaniem na pytanie z niezwykłą
powagą.
- No tak
jakoś wyszło… - mówiąc to, patrzyłam na
swoje buty, ale po chwili podniosłam wzrok – Jesteś zły?
- Nie. Nie
jestem. Po prostu trochę mnie to… zdziwiło - podrapał się po głowie, nie
patrząc na mnie – Z tego co pamiętam, to wcale nie zerwaliśmy ze sobą, a robimy
co robimy… Hmm…
- No… Masz
rację – troszkę mi się zrobiło przykro.
- Raczej nic
z tego nie będzie. To koniec Laura. Bo zobacz sama. Ty masz Jack’a, a ja Agnes.
To nie ma sensu, by udawać, że znów kiedyś będziemy razem. Ja w to nie wierzę –
mówiąc to, patrzył mi w oczy.
- Ale
będziemy dalej się przyjaźnić? – zapytałam pełna nadziei.
- Pewnie –
uśmiechnął się, co odwzajemniłam – Misiek? – zaśmiałam się i przytuliłam do
niego.
***
10 minut
później każdy się pożegnał z każdym. Polało się całkiem sporo łez. Głównie to
rudy ryczał jak bóbr… Z chwili na chwilę coraz bardziej zaczynał płakać.
Wszystkim nam było go strasznie szkoda, bo wiemy, że on bardzo kocha swoich
przyjaciół. Wkrótce po pożegnaniu zespół zaczął iść w kierunku samolotu i po
chwili byłam światkiem jak maszyna poszybowała w powietrze. Będę za nimi
tęsknić…
- To co
teraz robimy? – zapytała Raini.
- Ja
chciałam iść do Van do szpitala – odpowiedziałam zgodnie ze swoimi myślami.
- Ma któraś
z was chusteczkę? – wtrącił się zapłakany Calum. Szybko wyjęłam jedną z torebki
i podałam kumplowi. Głośno wydmuchał nos w tkaninę i lekko się uśmiechnęłam pod
nosem.
- To ja i
Calum pójdziemy z tobą. Co nie stary? – zwróciła się do rudego z chusteczką. On
pokiwał głową.
- Ale ja nie
jestem aż taki stary… - zaprotestował po chwili. Dziewczyna na to przewróciła
oczami.
- Dobra, to
ja zadzwonię po taksówkę – oznajmiłam. Wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam
numer. W czasie rozmowy obserwowałam swojego przyjaciela. Przeszedł się
wyrzucić zużytą chusteczkę do kosza. W pobliżu stał automat… W drodze powrotnej
do nas, cofnął się o 2 kroki i zamaszyście odwrócił głowę i uśmiechnął się do
automatu. Z gracją podszedł do niego i po chwili znalazł się obok nas ze swoją
zdobyczą w rękach.
- Żelka? –
zapytał w wielkim uśmiechem na twarzy. Cały Calum… Ja spojrzałam na Raini. Ona
wzruszyła ramionami i wzięła jednego. Poszłam w jej ślady.
- Dziękuję i
do widzenia – powiedziałam do telefonu i się rozłączyłam – Za 10 minut będziemy
mieć podwózkę.
- To chodźmy
powoli do wyjścia – zaproponowała czarnowłosa. I tak zrobiliśmy, ale… Nasz
kumpel wziął to zbyt dosłownie, bo zaczął stawiać kroki w bardzo zwolnionym
tempie. Dziewczyna spojrzała na niego jak na wariata.
- Emm.
Calum. Raini raczej nie miała tego na myśli – wzięłam sprawy w swoje ręce.
- Nie to nie
– po tym zaczął się normalnie zachowywać. Szok!
***
W czasie
podróży autem, patrzyłam przez okno. Już z dala zauważyłam znajomy budynek
szpitala i jak na zawołanie wróciło wspomnienie porannych wydarzeń. Wciąż mnie
zastanawiają słowa Vanessy na temat snu, który miała wczoraj. Jestem ciekawa co
jej dokładnie się przyśniło, jakie obrazy. Hmm trochę to wszystko jest dziwne i
pogmatwane…
Nagle
samochód się zatrzymał pod budynkiem. Raini zapłaciła za przejazd. Wcześniej
się złożyliśmy. Każdy z nas po kolei wyszedł z auta. Zaczęliśmy iść w kierunku
szpitala. Nikt z nas się nie odezwał słowem. Akurat przechodziliśmy obok kwiaciarni
i Calum się zatrzymał niespodziewanie. Tak, wpadłam na niego.
- Calum? Coś
się stało? – zapytałam zatroskana rudzielca.
- Kwiaciarnia
– oznajmił przejęty. Czarnowłosa dziwnie na niego spojrzała…
- Tak wiemy,
że to jest kwiaciarnia, ale się tym nie chwalimy. Nie jesteśmy głupie.
- Ale ja
właśnie przed chwilą wpadłem na pomysł, by kupić dla Vanessy kwiatki, nim
wejdziemy do szpitala – wyjaśnił i troszkę posmutniał.
- Aww to
słodkie. Myślę, że ucieszyłaby się z twojego gestu – próbowałam go pocieszyć.
- To ja
pójdę jej kupić bukiecik – błyskawicznie się uśmiechnął i ruszył w kierunku
wejścia do sklepu z kwiatami. Jeszcze
nim minął próg, odwrócił się do Raini – Nie lubię, gdy mnie ktoś bierze za
głupiego… - po czym wszedł do środka. Widać było, że reakcja jego przyjaciółki
go zabolała.
- Wiesz co
Raini? Troszkę przesadziłaś – zwróciłam
się do dziewczyny, a ona głośno wypuściła powietrze z płuc.
- Teraz to
widzę… Powinnam go przeprosić – zauważyłam skruchę, malującą się na jej twarzy.
- Punkt dla
ciebie – dotknęłam jej ramienia. Czarnowłosa lekko się do mnie uśmiechnęła, co
odwzajemniłam.
Nagle Calum
wyszedł ze sklepu i wrócił do nas. W rękach trzymał mały piękny bukiecik
czerwonych róż. Był zachwycony.
- Raini
chciałaby ci coś powiedzieć – zaczęłam na jego widok. Dziewczyna usłyszawszy
moje słowa, stanęła przed nim i spojrzała mu prosto w oczy. A to było trudne,
bo ona jest jeszcze niższa ode mnie a on wysoki jak wieżowiec…
-
Przepraszam cię Calum. Powinnam się zachować inaczej, a nie naskakiwać na
ciebie w taki sposób… – mówiła prosto z serca. Nie trudno było to zauważyć.
- Nic się
nie stało. Wybaczam ci – uśmiechnął się do niej, co odwzajemniła.
Nagle
wyrzucił bukiet w moją stronę. Ledwie udało mi się go złapać… A zrobił to po
to, by przytulić przyjaciółkę. Wyglądało to mega słodko!
- Aww. Jak
to słodko wygląda – wymknęło mi się… Ale oni ani drgnęli.
Po jakimś
czasie oderwali się do siebie i wepchnęłam w ręce rudego bukiet kwiatów. On
spojrzał na mnie zaskoczony pytającym wzrokiem.
- Oj nic.
Chodźmy już – zaśmiałam się i ruszyłam w kierunku szpitala. Przyjaciele
podążyli moim śladem.
***
Już
dotarliśmy pod drzwi szpitalnego pokoju Vanessy. Bez problemu mogliśmy ją odwiedzić,
o czym poinformowała nad pielęgniarka, z którą rozmawiałam uprzednio w
recepcji. Otworzyłam drzwi i moi przyjaciele po kolei za mną weszli do środka.
- Cześć Van.
Jak się czujesz? – przywitałam się z siostrą. Ucieszyła się na nasz widok.
- A dobrze.
Możliwe, że już jutro wyjdę ze szpitala. Po twoim wyjściu rozmawiałam z doktorem.
- Dobrze wiedzieć.
A tak w ogóle to czemu tu jesteś tak dokładniej? – zapytała Raini.
- Dziś rano
na chwilę serce przestało mi bić, ale to nic wielkiego – odpowiedziała spokojnie.
Calum na te
słowa wydał z siebie dziwny dźwięk i błyskawicznie Van znalazła się w ramionach
rudzielca. Przy okazji dał jej kwiatki chwilę potem.
- Byłaś krok
od śmierci! Jak możesz mówić, ze to nic wielkiego! A tak w ogóle ten bukiet
jest dla ciebie – był trochę przejęty całą tą sytuacją i w ogóle… wszystkim.
- Ojej dziękuję.
Są piękne – zaciągnęła się delikatnym zapachem kwiatów. Chłopak trochę się
zarumienił na jej słowa i stanął pod ścianą – No i nie martw się o mnie.
Wszystko jest w porządku… - chwilę się zastanawiała, ale później dodała - Laura.
Muszę ci coś powiedzieć… Musisz być ostrożna. Pod każdym względem. A i
widziałaś się już z Jack’em? Jesteście razem?
- Zwolnij
siostra, bo nie nadążam… - usiadłam na rogu jej łóżka – Wiesz… Ja i Ross dziś
oficjalnie zerwaliśmy ze sobą. A co do Jack’a to… może później się z nim umówię
i pogadam.
- Jakoś
wydajesz się bardzo szczęśliwa… - uznała po chwili nachalnego patrzenia się na
mnie.
- No jakoś
tak – zaśmiałam się.
Mam
wrażenie, że coś się zmieniło i już nie ma odwrotu… Uczucie, że pewien rozdział
mego życia się zakończył, jest tak silne jak powiew świeżego powietrza. Ale to
się dotyczy nie tylko mnie, ale też moich najbliższych…
Gadaliśmy
tak w czwórkę jeszcze z godzinę, ale w końcu personel szpitala dosłownie nas
wyrzucił. Ciekawe co słuchać u Lynch’ów w tym czasie…
***
Czasami
trzeba napisać troszkę nudniejsze rzeczy, by całość miało jakiś sens… Nie wiem
co napiszę dalej, ale… A nie wiem! Opiszę to co się działo dzień po koncercie
R5 w Polsce w LA. Tyle. Na pewno będzie to ciekawsze, niż ten wpis,
pamiętniczku. Obiecuję.
PS. “Don't believe in things you
see. Trust your heart” (Nie wierz w rzeczy, które widzisz. Zaufaj
swojemu sercu)
„Mam na
myśli to, by nie wierzyć pochopnie w rzeczy, które niektórzy mówią, czy piszą.
Ważne jest by nie dać się zwariować i zachować spokój. By wsłuchać się w głos
serca, który wie najlepiej”. Słowa Agnes. Mam nadzieję, że jest to zrozumiałe…
___________________________________________________________________________
Nudne, nudne, jakie to nudne! To chyba najgorszy rozdział jaki napisałam... Nie no nic. Komentujcie i zapraszam na swój nowy blog (drugi!):
Rozdział 1 na drugiego bloga jest w robocie xd Pozdrawiam :)
Kochana! Nie jest nudny! Caini! (?!) To miał być zlepek imion Caluma i Raini. Haha!
OdpowiedzUsuńKocham!
Czekam!
~Wika
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzekam na next ;)
Super jak zawsze!!
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta :*
Sorki, że ostatnio nie komentowałam, ale zawaliłam matmę, mam poprawką w związku z czym dużo nauki i brak czasu :(
OdpowiedzUsuńOstatni rozdział był trochę inny od reszty. Zaskoczyłaś mnie, no bo jak mogłaś to zrobić Agnes?? Lol! Ale najważniejsze, żeby zaskakiwać i Ci wyszło. Chociaż mogłaś się trochę bardziej rozpisać, bo jedno zdanie to stanowczo za mało jak na morderstwo. Powinnaś skupić się na najważniejszych rzeczach w opowiadaniu i najbardziej je rozbudowywać, bo miałaś świetne pole do popisu, a potraktowałaś to po macoszemu. Chociaż może tak miało być? Nie wiem, ale ufam Ci :) A no i ten sen... Ciekawy zwrot akcji i tego też się nie spodziewałam. Zdecydowanie ZASKAKUJĄCY rozdział!
Ten może rzeczywiście jest spokojniejszy, ale to dobrze, że i taki się pojawia. Ważne wydarzenia najlepiej przeplatać z chwilami refleksji, codziennością, żeby opowiadanie nabrało realności, także jest spoko. Fajnie, że w Twoim opowiadaniu niczego nie można się tak do końca spodziewać, nie mam pojęcia jak się skończy historia i potrafisz zaskakiwać. Do tego powoli budujesz relacje między postaciami i nie całują się co dwa zdania, bo to bywa męczące. U Ciebie jest ta równowaga, której brakuje u innych.
Ciekawa jestem tego koncertu :) Trzymam kciuki i pisz dalej!!! I lecę na Twojego drugiego bloga C: