Przejdź do głównej zawartości

Chapter 39

- Ross? To ty już tutaj? – ledwie wypowiedziałam te słowa. Po prostu się bałam tego, co zaraz nastąpi.
- Możesz odpowiedzieć na moje pytanie? – odpowiedział pytaniem na pytanie z niezwykłą powagą.
- No tak jakoś wyszło…  - mówiąc to, patrzyłam na swoje buty, ale po chwili podniosłam wzrok – Jesteś zły?
- Nie. Nie jestem. Po prostu trochę mnie to… zdziwiło - podrapał się po głowie, nie patrząc na mnie – Z tego co pamiętam, to wcale nie zerwaliśmy ze sobą, a robimy co robimy… Hmm…
- No… Masz rację – troszkę mi się zrobiło przykro.
- Raczej nic z tego nie będzie. To koniec Laura. Bo zobacz sama. Ty masz Jack’a, a ja Agnes. To nie ma sensu, by udawać, że znów kiedyś będziemy razem. Ja w to nie wierzę – mówiąc to, patrzył mi w oczy.
- Ale będziemy dalej się przyjaźnić? – zapytałam pełna nadziei.
- Pewnie – uśmiechnął się, co odwzajemniłam – Misiek? – zaśmiałam się i przytuliłam do niego.

***

10 minut później każdy się pożegnał z każdym. Polało się całkiem sporo łez. Głównie to rudy ryczał jak bóbr… Z chwili na chwilę coraz bardziej zaczynał płakać. Wszystkim nam było go strasznie szkoda, bo wiemy, że on bardzo kocha swoich przyjaciół. Wkrótce po pożegnaniu zespół zaczął iść w kierunku samolotu i po chwili byłam światkiem jak maszyna poszybowała w powietrze. Będę za nimi tęsknić…
- To co teraz robimy? – zapytała Raini.
- Ja chciałam iść do Van do szpitala – odpowiedziałam zgodnie ze swoimi myślami.
- Ma któraś z was chusteczkę? – wtrącił się zapłakany Calum. Szybko wyjęłam jedną z torebki i podałam kumplowi. Głośno wydmuchał nos w tkaninę i lekko się uśmiechnęłam pod nosem.
- To ja i Calum pójdziemy z tobą. Co nie stary? – zwróciła się do rudego z chusteczką. On pokiwał głową.
- Ale ja nie jestem aż taki stary… - zaprotestował po chwili. Dziewczyna na to przewróciła oczami.
- Dobra, to ja zadzwonię po taksówkę – oznajmiłam. Wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer. W czasie rozmowy obserwowałam swojego przyjaciela. Przeszedł się wyrzucić zużytą chusteczkę do kosza. W pobliżu stał automat… W drodze powrotnej do nas, cofnął się o 2 kroki i zamaszyście odwrócił głowę i uśmiechnął się do automatu. Z gracją podszedł do niego i po chwili znalazł się obok nas ze swoją zdobyczą w rękach.
- Żelka? – zapytał w wielkim uśmiechem na twarzy. Cały Calum… Ja spojrzałam na Raini. Ona wzruszyła ramionami i wzięła jednego. Poszłam w jej ślady.
- Dziękuję i do widzenia – powiedziałam do telefonu i się rozłączyłam – Za 10 minut będziemy mieć podwózkę.
- To chodźmy powoli do wyjścia – zaproponowała czarnowłosa. I tak zrobiliśmy, ale… Nasz kumpel wziął to zbyt dosłownie, bo zaczął stawiać kroki w bardzo zwolnionym tempie. Dziewczyna spojrzała na niego jak na wariata.
- Emm. Calum. Raini raczej nie miała tego na myśli – wzięłam sprawy w swoje ręce.
- Nie to nie – po tym zaczął się normalnie zachowywać. Szok!

***

W czasie podróży autem, patrzyłam przez okno. Już z dala zauważyłam znajomy budynek szpitala i jak na zawołanie wróciło wspomnienie porannych wydarzeń. Wciąż mnie zastanawiają słowa Vanessy na temat snu, który miała wczoraj. Jestem ciekawa co jej dokładnie się przyśniło, jakie obrazy. Hmm trochę to wszystko jest dziwne i pogmatwane…
Nagle samochód się zatrzymał pod budynkiem. Raini zapłaciła za przejazd. Wcześniej się złożyliśmy. Każdy z nas po kolei wyszedł z auta. Zaczęliśmy iść w kierunku szpitala. Nikt z nas się nie odezwał słowem. Akurat przechodziliśmy obok kwiaciarni i Calum się zatrzymał niespodziewanie. Tak, wpadłam na niego.
- Calum? Coś się stało? – zapytałam zatroskana rudzielca.
- Kwiaciarnia – oznajmił przejęty. Czarnowłosa dziwnie na niego spojrzała…
- Tak wiemy, że to jest kwiaciarnia, ale się tym nie chwalimy. Nie jesteśmy głupie.
- Ale ja właśnie przed chwilą wpadłem na pomysł, by kupić dla Vanessy kwiatki, nim wejdziemy do szpitala – wyjaśnił i troszkę posmutniał.
- Aww to słodkie. Myślę, że ucieszyłaby się z twojego gestu – próbowałam go pocieszyć.
- To ja pójdę jej kupić bukiecik – błyskawicznie się uśmiechnął i ruszył w kierunku wejścia do sklepu z  kwiatami. Jeszcze nim minął próg, odwrócił się do Raini – Nie lubię, gdy mnie ktoś bierze za głupiego… - po czym wszedł do środka. Widać było, że reakcja jego przyjaciółki go zabolała.
- Wiesz co Raini? Troszkę przesadziłaś –  zwróciłam się do dziewczyny, a ona głośno wypuściła powietrze z płuc.
- Teraz to widzę… Powinnam go przeprosić – zauważyłam skruchę, malującą się na jej twarzy.
- Punkt dla ciebie – dotknęłam jej ramienia. Czarnowłosa lekko się do mnie uśmiechnęła, co odwzajemniłam.
Nagle Calum wyszedł ze sklepu i wrócił do nas. W rękach trzymał mały piękny bukiecik czerwonych róż. Był zachwycony.
- Raini chciałaby ci coś powiedzieć – zaczęłam na jego widok. Dziewczyna usłyszawszy moje słowa, stanęła przed nim i spojrzała mu prosto w oczy. A to było trudne, bo ona jest jeszcze niższa ode mnie a on wysoki jak wieżowiec…
- Przepraszam cię Calum. Powinnam się zachować inaczej, a nie naskakiwać na ciebie w taki sposób… – mówiła prosto z serca. Nie trudno było to zauważyć.
- Nic się nie stało. Wybaczam ci – uśmiechnął się do niej, co odwzajemniła.
Nagle wyrzucił bukiet w moją stronę. Ledwie udało mi się go złapać… A zrobił to po to, by przytulić przyjaciółkę. Wyglądało to mega słodko!
- Aww. Jak to słodko wygląda – wymknęło mi się… Ale oni ani drgnęli.
Po jakimś czasie oderwali się do siebie i wepchnęłam w ręce rudego bukiet kwiatów. On spojrzał na mnie zaskoczony pytającym wzrokiem.
- Oj nic. Chodźmy już – zaśmiałam się i ruszyłam w kierunku szpitala. Przyjaciele podążyli moim śladem.

***

Już dotarliśmy pod drzwi szpitalnego pokoju Vanessy. Bez problemu mogliśmy ją odwiedzić, o czym poinformowała nad pielęgniarka, z którą rozmawiałam uprzednio w recepcji. Otworzyłam drzwi i moi przyjaciele po kolei za mną weszli do środka.
- Cześć Van. Jak się czujesz? – przywitałam się z siostrą. Ucieszyła się na nasz widok.
- A dobrze. Możliwe, że już jutro wyjdę ze szpitala. Po twoim wyjściu rozmawiałam z doktorem.
- Dobrze wiedzieć. A tak w ogóle to czemu tu jesteś tak dokładniej? – zapytała Raini.
- Dziś rano na chwilę serce przestało mi bić, ale to nic wielkiego – odpowiedziała spokojnie.
Calum na te słowa wydał z siebie dziwny dźwięk i błyskawicznie Van znalazła się w ramionach rudzielca. Przy okazji dał jej kwiatki chwilę potem.
- Byłaś krok od śmierci! Jak możesz mówić, ze to nic wielkiego! A tak w ogóle ten bukiet jest dla ciebie – był trochę przejęty całą tą sytuacją i w ogóle… wszystkim.
- Ojej dziękuję. Są piękne – zaciągnęła się delikatnym zapachem kwiatów. Chłopak trochę się zarumienił na jej słowa i stanął pod ścianą – No i nie martw się o mnie. Wszystko jest w porządku… - chwilę się zastanawiała, ale później dodała - Laura. Muszę ci coś powiedzieć… Musisz być ostrożna. Pod każdym względem. A i widziałaś się już z Jack’em? Jesteście razem?
- Zwolnij siostra, bo nie nadążam… - usiadłam na rogu jej łóżka – Wiesz… Ja i Ross dziś oficjalnie zerwaliśmy ze sobą. A co do Jack’a to… może później się z nim umówię i pogadam.
- Jakoś wydajesz się bardzo szczęśliwa… - uznała po chwili nachalnego patrzenia się na mnie.
- No jakoś tak – zaśmiałam się.
Mam wrażenie, że coś się zmieniło i już nie ma odwrotu… Uczucie, że pewien rozdział mego życia się zakończył, jest tak silne jak powiew świeżego powietrza. Ale to się dotyczy nie tylko mnie, ale też moich najbliższych…
Gadaliśmy tak w czwórkę jeszcze z godzinę, ale w końcu personel szpitala dosłownie nas wyrzucił. Ciekawe co słuchać u Lynch’ów w tym czasie…

***

Czasami trzeba napisać troszkę nudniejsze rzeczy, by całość miało jakiś sens… Nie wiem co napiszę dalej, ale… A nie wiem! Opiszę to co się działo dzień po koncercie R5 w Polsce w LA. Tyle. Na pewno będzie to ciekawsze, niż ten wpis, pamiętniczku. Obiecuję.

PS. “Don't believe in things you see. Trust your heart” (Nie wierz w rzeczy, które widzisz. Zaufaj swojemu sercu)

„Mam na myśli to, by nie wierzyć pochopnie w rzeczy, które niektórzy mówią, czy piszą. Ważne jest by nie dać się zwariować i zachować spokój. By wsłuchać się w głos serca, który wie najlepiej”. Słowa Agnes. Mam nadzieję, że jest to zrozumiałe…


___________________________________________________________________________
Nudne, nudne, jakie to nudne! To chyba najgorszy rozdział jaki napisałam... Nie no nic. Komentujcie i zapraszam na swój nowy blog (drugi!):


Rozdział 1 na drugiego bloga jest w robocie xd Pozdrawiam :)

Komentarze

  1. Kochana! Nie jest nudny! Caini! (?!) To miał być zlepek imion Caluma i Raini. Haha!
    Kocham!
    Czekam!

    ~Wika

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział :)
    Czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super jak zawsze!!
    Czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Sorki, że ostatnio nie komentowałam, ale zawaliłam matmę, mam poprawką w związku z czym dużo nauki i brak czasu :(
    Ostatni rozdział był trochę inny od reszty. Zaskoczyłaś mnie, no bo jak mogłaś to zrobić Agnes?? Lol! Ale najważniejsze, żeby zaskakiwać i Ci wyszło. Chociaż mogłaś się trochę bardziej rozpisać, bo jedno zdanie to stanowczo za mało jak na morderstwo. Powinnaś skupić się na najważniejszych rzeczach w opowiadaniu i najbardziej je rozbudowywać, bo miałaś świetne pole do popisu, a potraktowałaś to po macoszemu. Chociaż może tak miało być? Nie wiem, ale ufam Ci :) A no i ten sen... Ciekawy zwrot akcji i tego też się nie spodziewałam. Zdecydowanie ZASKAKUJĄCY rozdział!
    Ten może rzeczywiście jest spokojniejszy, ale to dobrze, że i taki się pojawia. Ważne wydarzenia najlepiej przeplatać z chwilami refleksji, codziennością, żeby opowiadanie nabrało realności, także jest spoko. Fajnie, że w Twoim opowiadaniu niczego nie można się tak do końca spodziewać, nie mam pojęcia jak się skończy historia i potrafisz zaskakiwać. Do tego powoli budujesz relacje między postaciami i nie całują się co dwa zdania, bo to bywa męczące. U Ciebie jest ta równowaga, której brakuje u innych.
    Ciekawa jestem tego koncertu :) Trzymam kciuki i pisz dalej!!! I lecę na Twojego drugiego bloga C:

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Chapter 15

Co teraz robię? Aaa nic takiego. Tylko całuję się z Rossem. To jest najpiękniejsza chwila mego życia!! Blondyn chwycił mnie za rękę, podczas gdy kontynuujemy wiadomo co. Nagle usłyszałam, że ktoś wtargnął na nasze terytorium… - Lau, chcesz może ka… napkę? – usłyszałam głos swojej siostruni. Ta to ma wyczucie czasu!! Nie odrywając się od chłopaka machnęłam jej, by se poszła. Już jej nie usłyszałam ponownie, więc chyba mnie posłuchała. A ja i Ross? Wciąż nam mało! Minął chyba już rok, a my wciąż przyklejeni do siebie. Przynajmniej mamy spokój… Po chwili usłyszałam dzwonek blondyna. Niech ktoś wywali ten głupi telefon przez okno!! Niestety musieliśmy przestać. - Co za ludzie!! A nie!! Bydło!! Nawet chwili spokoju nie mogą nam dać!! Wkurzył się. Nic dziwnego… W końcu odebrał. - Maia? – powiedział niepewnie. - Gdzie ty do jasnej ciasnoty jesteś?! Tak wrzasnęła, że aż ją usłyszałam. Taa… - Musiałem gdzieś pójść coś załatwić –

Wierszyk - Droga zwana życiem

Kim ja jestem? Każdy mówi swe wersje, lecz ja nie wierzę Idąc swą drogą staram się to zrozumieć Czy to błąd? Teraz widzę jak daleko doszłam Widzę ten sam świat, a ja... Inna? Już nie jestem tą szarą myszką Już nie boję się życia Nigdy więcej... Pamiętam ten dzień, który zmienił wszystko Te twe orzechowe spojrzenie na mnie Dlaczego mnie wybrałeś? Twój uśmiech pozwolił mi ujrzeć... Ujrzeć jak świat jest piękny Miliony kolorów Sprawiłeś, że poczułam się piękna Dziś patrząc w lustro widzę... To samo co ty Słyszę najpiękniejszą muzykę świata To bicie naszych serc niczym jedno Ten sam rytm Idąc swą drogą widzę światło To samo co zawsze, od zawsze Przecież to ty... Czy to koniec mej drogi? Nie... Teraz będziemy iść nią razem Drogą zwaną życiem Nie ważne, że dzieli nas ocean Tylko ty masz klucz do mojego serca Czy jest to miłość? Będąc dziś gdzie jestem, gdzie doszłam

One shot - Love at first sight. What will happen when 2 different worlds collide?

Jestem zwykłą dziewczyną. Zaraz! Wróć! Byłam zwykłą dziewczyną! To może najpierw się przedstawię... Mam na imię Laura, mam 16 lat i mieszkam w Warszawie. Moją pasją jest muzyka no i jestem fanką R5 i moją ulubioną wokalistką jest Demi Lovato. Moje życie wywróciło się do góry nogami, gdy poznałam swojego przyjaciela. Ma na imię Ross. Tak! To członek mojego ukochanego zespołu! To może opowiem wszystko od początku… *niemalże rok temu* 11 października 2013 r. Zwykły dzień jak co dzień… Muszę się przyznać, że uwielbiam słuchać R5! Podziwiam takiego jednego blondyna z tego zespołu. Świetnie gra na gitarze i ma anielski głos! Nie że się podkochuję w nim jak miliony jego fanek. Po prostu go lubię i nie ma mowy bym się w nim zakochała! Ja jestem tu, on tam (w sensie, że w Ameryce). On jest starszy i sławny, a ja jestem dziewczyną, o której istnieniu nie wie. A ma na imię Ross Lynch. Taa… Realia XXI wieku… Tak se tu siedzę, słuchając mojego ukochanego ze