25 stycznia 2015 r.
Drogi
pamiętniczku,
Minął już
jakiś czas od pogrzebu Agnes. Ross wciąż nic nie wie i tak jest dla mnie
lepiej… Powiedziałam mu, że ona odeszła, uciekła, nie wróci. Wcale go nie
kochała. Chłopak się załamał… Jaką mam satysfakcję z tego wszystkiego? To
właśnie JA go pocieszam. To właśnie MNIE ma teraz. Nikogo innego… W sumie
to troszkę mnie przeraża jedna rzecz… Od jej śmierci cały czas mi się śni… Stoi
na ciemnej łące. Wokół mgła. Ona z białej sukni z małym dzieckiem na rękach. Na
jej twarzy widnieje ogromny smutek, a jednocześnie wzgarda. I te słowa z jej
ust… „Nie zaznasz spokoju”. Co noc mam ten sam sen… No cóż… Mam plan… Jak już
nasz blondie ochłonie, to zrobię wszystko, by był znów mój. I teraz już nic mi
nie przeszkodzi… Hehe! No chyba, że ta zjawa…
***
Siedzę sobie
w swoim pokoju. Jest dziś 6 lutego. Wczoraj R5 miało koncert w Warszawie…
Ciekawa jestem jak im wyszedł pierwszy koncert z trasy. Hmm…
Nagle mój
telefon zadzwonił. Spojrzałam na ekran telefonu. Ross. To będzie ciekawe.
- Halo? No
hey Lau. Muszę ci opowiedzieć o wczorajszym koncercie w Polsce – usłyszałam
uradowany głos blondyna przez telefon.
- Miło cię
słyszeć – zaśmiałam się - Opowiadaj.
- No więc…
To była cudowna noc. Polacy to bardzo mili ludzi. Jedzenie mają tu dobre…
Świetnie się wczoraj bawiłem. I wiesz co? Na koncercie była pewna śliczna
dziewczyna. No po prostu istny anioł! Nie mogłem od niej oczu oderwać! – mówił
bardzo przejęty.
- Hahaha
okey. Ale czekaj… Co z Agnes? – nagle mnie olśniło. Co z tą dziewczyną, która
tak na niego działała?
- Co…? –
zaczął udawać głupka…
- No Agnes…
Spotkałeś ją? Gadaliście? – trochę mnie to zaskoczyło. On coś chyba kombinuje…
- … - cisza
po drugiej stronie…
- Ross?
Jesteś tam? – okeey. Ta rozmowa się robi coraz dziwniejsza…
- Nie
widziałem jej… Wiesz… Muszę już iść… Rydel mnie woła…
- Co? Ale
czekaj… Halo? – spojrzałam na ekran urządzenia. Ten ciołek się rozłączył…
Ahh no
trudno… Hmm… Może pogadam z Agnes na temat tego koncertu. To jest dobry pomysł!
Chyba…
Napisałam
jej wiadomość o treści:
„Hey. Byłaś
wczoraj na koncercie? Jak było? Jesteś teraz szczęśliwsza?”
Nie czekałam
długo na jej odpowiedź. Przysłała mi zdjęcie swojego plakatu z podpisami
zespołu i uśmiechniętą minkę. Haha to mówi wszystko. Zapytałam się jej, czy
gadała z Rossem.
„W sumie to
nie. Ale myślę, że mnie rozpoznał, bo cały koncert się na mnie patrzył”
No Ross.
Niezłe z ciebie ziółko. Taak. Nie widziałeś jej… Trochę mnie to zdenerwowało,
że nie powiedział mi prawdy. No i jeszcze jedno… Dlaczego nie chciał tego
zrobić?
Jeszcze
chwilę pogadałam z nią i postanowiłam pojechać do Van. Podobno dziś wychodzi ze
szpitala. Ale to nic pewnego…
Wysłałam
wiadomości Raini i Calum’owi. Spotkamy się w szpitalu. Tak myślę… Potem wyszłam
z domu.
***
Jestem w
taksówce w drodze do szpitala. Nagle telefon mi zawibrował. Dosłałam wiadomość
od Rossa…
„Muszę tam
kiedyś wrócić i zobaczyć ją ponownie. To wszystko czego potrzebuję…”
Odpowiedziałam
mu i schowałam komórkę z powrotem do kieszeni. Chwilę potem stałam już na ulicy
i patrzyłam na odjeżdżający pojazd. Powolnym krokiem szłam w kierunku białego
budynku.
Wciąż jestem
lekko zła na niego. Jesteśmy przyjaciółmi i wie, że może mi ufać. A ten gbur
tylko kłamie… Ukrywa fakty… Tylko w jakim celu?
W końcu
znalazłam się w szpitalu. Na korytarzu spotkałam swoich przyjaciół. Uradowany
Calum krzyknął w moim kierunku. Na szczęście nie zbyt głośno…
- Laura! Jak
miło cię widzieć!! – rozłożył swoje ręce.
- Nie
denerwuj mnie… - odpowiedziałam. Skinąwszy głową Raini, weszłam do
pomieszczenia, gdzie leżała moja siostra. Vanessa tylko na mnie spojrzała i już
wiedziała, że coś się stało.
- Ej Lau…
Dobrze się czujesz siostrzyczko? – zapytała głosem pełnym troski.
-
Wyśmienicie… - skłamałam i z całej siły ścisnęłam zęby.
- Właśnie
widać – wtrąciła się moja czarnowłosa przyjaciółka – Kto cię tak wkurzył?
- A taki
jeden jasnowłosy bałwan – powiedziałam, a Calum na moje słowa zamarł…
- Co ci Ross
zrobił? – zapytała poważnie Van.
- Okłamał
mnie! Ten idiota myśli, że się nie domyślę?! A gdzie jest zaufanie?! W końcu
się przyjaźnimy! – emocje wzięły górę…
- Dobrze, że
go nie ma… Tak coś czuję, że spokojnie byś go ukatrupiła na miejscu – zaśmiała
się ironicznie. Zapewne nie rozumiała moich powodów do złości.
- Nie ważne…
A ty Van kiedy wychodzisz? Dziś? – zmieniłam temat.
- Kiedy?
Dziś wieczorem. Będę mieć jeszcze jakieś badania i wychodzę – powiedziała
radośnie.
- No to
fajnie – uśmiechnęłam się do niej – Przyjechać po ciebie?
- Nie
trzeba. Poradzę sobie… - odwróciła wzrok w stronę okna.
- Jesteś pewna?
Kto cię przywiezie do domu? – zapytałam się. Niepewna jestem, czy jej decyzja
jest słuszna…
- Nie martw się... Zanim dojadę do domu, to jeszcze coś załatwię i ktoś mnie podwiezie - odpowiedziała tajemniczo.
- Jak uważasz…
- Nie martw się... Zanim dojadę do domu, to jeszcze coś załatwię i ktoś mnie podwiezie - odpowiedziała tajemniczo.
- Jak uważasz…
Dostałam sms’a.
Od Rossa. Znowu.
„Mogłem
jednak napisać na jej plakacie, by została… Może wtedy nie odeszłaby…? Ta
niepewność łamie mi serce…”
Po raz
kolejny poczułam jak się we mnie gotuje. Blondyn zaczął mi powoli wyjaśniać, co
się wydarzyło. Ale ja wciąż odczuwam złość. Sama nie wiem dlaczego…
- Wszystko
okey? – zainteresowała się Raini.
- Tak…
Wiecie… Ja muszę już iść… Z Jack’iem się umówiłam… - nie czekając na ich
odpowiedź, pośpiesznie wyszłam z sali szpitalnej.
Było to w
połowie kłamstwo, a w drugiej połowie prawda…
***
Siedzę w
salonie w domu. Czerwone wino. Patrzę na czerwoną zawartość kieliszka. To już 5…
Musiałam
uciec ze szpitala. Czułam, że potrzebuję trochę pobyć sama. Później znalazłam
butelkę czerwonego wina i nie mogłam się oprzeć pokusie, by trochę wypić.
Głównym
powodem tego wszystkiego są wiadomości od Rossa. Już prawie się przyznał, że to
była Agnes, ale nie wiem czemu boi się to mi powiedzieć. Na dodatek cały czas
odczuwam ogromną złość na niego i tak szczerze… już sama nie wiem dlaczego…
Powoli
wypiłam zawartość już kolejnego kieliszka. Czuję, że zaczynam tracić kontrolę…
Nagle z
ziemi wyrósł Jack. Jak tylko zobaczył w jakim jestem stanie, od razu do mnie
podbiegł i próbował zabrać mi alkohol.
- Niee!!! To
moje!!! – wydarłam się na bruneta.
- Widzę, że
już za dużo wypiłaś… Chodź ze mną. Powinnaś się położyć – w końcu wyrwał mi
kieliszek z ręki i zmusił, bym wstała. Był bardzo blisko mnie…
Nagle
przypomniałam sobie swój pierwszy pocałunek. Był on z Rossem. Był mega
namiętny. Był całkiem długi. Był magiczny. Był po prostu piękny. Brakowało mi
tego…
Miałam
wrażenie, że się cofnęłam w czasie. Widziałam bardzo wyraźnie blondyna przed
oczami. Czułam jego zapach. Okropnie za nim zatęskniłam. Za tym co było. Za tym
kim byliśmy dla siebie. Za dotykiem i smakiem jego ust. Za całą jego osobą.
Całkowicie
straciłam kontrolę i pocałowałam Jack’a. Nie wiedziałam co się dzieje, co robię.
Wszystko co czułam, to było to, że muszę go pocałować. Chodź nie był tym,
którego pragnęłam z całego serca…
C. D. N.
____________________________________________________________________________
No to tak... Komentujemy! Pod ostatnim rozdziałem widzę tylko 2 i to mnie załamuje.... Ma być pod tym więcej, bo jak nie, to nie zobaczycie prędko następnego rozdziału... Nie mam czasu na pisanie, a jak już to robię, CO JEST DLA WAS, to statystyki wyglądają słabo... Proszę o poprawę, bo inaczej będę zmuszona zawiesić bloga do wakacji. To tyle. #WkurzonaAllysa #Pozdro #MamUrodzinyZaTydzień !!!! #17 !!!!!! #KomentarzeJakoPrezentUrodzinowy ????? #VirtualHugDlaKomentujących !!!!! #ThatsIt
PS. W ten weekend powinien się pojawić rozdział 3 na moim drugim blogu! :D
PS. W ten weekend powinien się pojawić rozdział 3 na moim drugim blogu! :D
*-* rossdzial!!
OdpowiedzUsuńNo kocham normalnie!
Nie mam dzis sily nic pisac....
Kocham
Czekam
Daj szybko
~Wika
Piękny
OdpowiedzUsuń