Nagle Jack
mnie oderwał od siebie. Mocno mnie chwycił za nadgarstki.
- Nie Lau.
Jesteś pijana…
- Oj chodź
Ross. Będzie fajnie!
Wciąż miałam
przed oczami blondyna. Całkowicie straciłam kontrolę nad sobą. Wszystko czego
chciałam to ja i Ross. Tu i teraz.
- Ross?
Haha. Ja już doskonale wiem, co się tu święci… - zaśmiał się gorzko.
Prowadząc
mnie za rękę, wziął mnie do mojego pokoju. Po chwili leżałam już na łóżku.
Zdjął mi buty i przykrył moje ciało kołdrą. Wszystkie te czynności utrudniałam
mu, wiercąc się.
W końcu sen
zaczął przejmować moje ciało. Słyszałam jakiś szept nad uchem i oddalające się
kroki po chwili. Ostatkami świadomości zrozumiałam, że chłopak opuścił mój pokój.
Wkrótce po tym wpadłam w sidła głębokiego snu.
***
Obudziłam
się nad ranem. Czułam ciepło promieni słonecznych na twarzy. Otworzyłam oczy i
powoli wstałam do pozycji półleżącej. Ale mi głowa nawala…
Obejrzałam
się szybko po pokoju. Mój wzrok wylądował na szafce przy łóżku. Leżały na niej
tabletki przeciwbólowe i szklanka wody. Skąd to się tu wzięło?!
Sięgnęłam po
opakowanie lekarstwa i w tym momencie usłyszałam głos od strony drzwi.
Podskoczyłam na łóżku ze strachu i zaskoczenia…
- Najlepiej
weź od razu dwie.
Spojrzałam
na wyjście ze swojego pokoju. W drzwiach stał Jack. W rękach miętolił telefon.
- Co ty tu
robisz? – zapytałam, po czym popiłam tabletki wodą.
- Po
wczorajszym zajściu postanowiłem zostać. Wiedziałem, że rano będziesz się czuć
nienajlepiej.
- A co się
wczoraj stało? – podrapałam się po głowie. Zmęczona jestem…
- Prawie
mnie do łóżka zaciągnęłaś. Myślałaś, że jestem twoim byłym - patrzył na swój
telefon. Zero emocji na twarzy.
- Słaby jest
ten twój żart… - zaśmiałam się ironicznie.
- Mówię
bardzo poważnie… Wciąż coś czujesz do Rossa, prawda? – zaczął się zbliżać w
moim kierunku.
- Co? Nie…
To przeszłość… - odpowiedziałam niepewnie. Brunet od razu do wyczuł.
- Nawet nie
jesteś tego świadoma… Wciąż go kochasz. Zrozumiałem to tej nocy – spojrzał mi
głęboko w oczy. Nie wiedziałam co powiedzieć, co zrobić. Po chwili Jack kontynuował
– Zastanawiałem się, czy tego mu nie powiedzieć.
- Błagam.
Powiedz, że tego nie zrobiłeś… To mogłoby zniszczyć nasze przyjacielskie
relacje, a tego nie chcę…
- Nie, nie dzwoniłem do niego. Nie jestem aż taki zły jak ci się zdaje.
- Ja tak wcale nie myślę - no na początku tak było, ale teraz go znam lepiej, więc...
- Powiedzmy, że ci wierzę... To co teraz będzie? Z nami i w ogóle? Zgaduję, że ja nie mam u ciebie szans, mimo tamtej nocy...
- Ja... Pogubiłam się - spojrzałam w jego oczy, próbując odczytać z nich jego emocje.
Zawiódł się na mnie? A może mu złamałam serce? A może mnie teraz nienawidzi? Może teraz ma żal do mnie i do Rossa? Może... Nie, te zgadywanie nie ma sensu...
- Zostańmy na razie przyjaciółmi, okey? - te słowa wypowiedział z grymasem bólu na twarzy.
- No okey... - może to najlepsze rozwiązanie...
- A tak w ogóle co się stało, że wczoraj aż tak się upiłaś? - wiedziałam, że w końcu zapyta...
- A Ross mnie wkurzył... Nie pytaj - zaśmiał się na moje słowa.
Nagle przez otwarte okno, usłyszałam głosy rodziców. Po tym jak Vanessa trafiła do szpitala, musieli po pracy, gdzieś tam wyjechać. Już nie pamiętam gdzie...
Szybko wraz z Jack'em wybiegłam z pokoju na dół do salonu. Chciałam ich przywitać. A Jack... Musi już iść.
- Do widzenia - brunet szybko obok moich rodziców wyszedł z domu. Oni zaskoczeni spojrzeli na mnie i na już zamykające się drzwi. Tylko przewróciłam oczami.
- Mamo! Tato! Jak miło was widzieć! - po kolei ich przytuliłam na powitanie - Jak wam minęła podróż?
- A było wyśmienicie. Dzieci były bardzo grzeczne. Takie wycieczki to sama przyjemność - powiedziała uradowana mama.
No tak! Przypomniałam sobie... Tak się składa, że oboje pracują w tej samej szkole podstawowej. A ten wyjazd, to była wycieczka dla maluchów. Moi rodzice byli opiekunami na niej. Jak już kiedyś mówiłam, są oni nauczycielami.
- Córciu, możesz zanieść nasze walizki do sypialni? Ja i mama musimy coś załatwić na mieście - słowa mojego taty.
- Oczywiście - uśmiechnęłam się do niego.
- Okey... Chodźmy Ellen - po tych słowach oboje pośpiesznie udali się do samochodu, stojącego na podjeździe przed domem. Dziwne...
Jak obiecałam tacie, poszłam zanieść walizki, gdzie trzeba. Jak już byłam w sypialni, ujrzałam na swoich spodniach przyklejoną karteczkę z jakimś napisem. Zapewne była wcześniej na którejś walizce... Schyliłam się i ją odkleiłam. Był na niej napis:
"Wonderful Lake 32. 17.00"
Tak się składa, że to nazwa ulicy, a ja wiem, gdzie to jest. Może bym tam poszła i zobaczyła o co chodzi? Hmm i ciekawe, dlaczego rodzice wyszli 4 godziny przed daną godziną... Tak, muszę się dowiedzieć o co chodzi.
Nagle dostałam smsa. Od kogo? To oczywiste, że od Rossa... Szybko schowałam karteczkę do kieszeni dżinsów i przeczytałam wiadomość od kumpla.
"Dobra, muszę to powiedzieć... Tak, to była Agnes. Ahh, nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo chciałbym być kimś dla niej wyjątkowym... No i nie powiedziałem ci tego od razu, bo sam bałem się przyznać do tego przed sobą. Teraz moje uczucie do niej jest tylko silniejsze..."
Odpowiedziałam mu tak:
"Jeśli się postarasz, to zdobędziesz jej serce. Mówię ci! No i pamiętaj, że zawsze możesz mi o wszystkim powiedzieć. W końcu po to są przyjaciele".
Później wyszłam z sypialni rodziców. Postanowiłam zrobić niespodziankę Raini. W sensie odwiedzić ją.
***
Po spędzonym czasie ze swoją przyjaciółką, postanowiłam pojechać szukać adresu z karteczki. Zamówiłam taksówkę i byłam już w drodze. Po pewnym czasie dojechaliśmy. Zapłaciłam kierowcy i wyszłam z auta na ulicę.
Auto odjechało, a ja zaczęłam szukać numeru budynku. 32. Zaczęłam iść wzdłuż ulicy po lewej stronie. 15, 17, 19... Zaraz dojdę...
Po pewnym czasie w końcu znalazłam się przed odpowiednim budynkiem. Biuro nieruchomości "Sfinks"? Ale po co...? Rodzice chcą kupić nowy dom, czy co?
Hmm za dziesięć minut 17. Powinnam się gdzieś schować... Zauważyłam po drugiej stronie ulicy wąską uliczkę, gdzie postanowiłam się udać. Dobre miejsce. Rodzice nie powinni mnie zauważyć, jak już tu przybędą.
Nagle ze swojej kryjówki w oddali rozpoznałam samochód rodziców. Jak zwykle są oni przed czasem...
Jak auto zostało zaparkowane, rodzice wyszli z niego, a za nimi... Vanessa? O co tu chodzi?!
Wczoraj siostra mi powiedziała, że ktoś ją zabierze ze szpitala. Miała coś załatwić na mieście... Jak widzę rodzice ją odebrali...
Wczoraj siostra mi powiedziała, że ktoś ją zabierze ze szpitala. Miała coś załatwić na mieście... Jak widzę rodzice ją odebrali...
- Widzieliśmy mieszkanie, które wybrałaś. Jest naprawdę przytulne - powiedziała mama do mojej siostry.
- No i byliśmy dziś z mamą w sklepie meblowym. Oczywiście pomożemy ci we wszystkim - słowa taty.
- Nie wiem jak wam dziękować - zaśmiała się uradowana Van.
Po tej krótkiej rozmowie, która doszła do mych uszu, cała trójka weszła do budynku. Zniknęli mi z oczu.
No to już wszystko jasne. Vanessa się wyprowadza...
***
Mówiłam, że ten wpis będzie ciekawszy! Ja obietnic dotrzymuję, pamiętniczku. Hmm mam nadzieję, że mnie chodź trochę rozumiesz... Mam na myśli Rossa... Tak, Jack miał rację... Ja do tej chwili coś do niego czuję... Nie ważne... Wkrótce znów się odezwę.
PS. All I know is LOVE and PEACE (Wszystko co wiem to MIŁOŚĆ i POKÓJ)
"Według mnie są to najważniejsze wartości w życiu. Bez miłości ciężko by się żyło człowiekowi. A jak z pokojem? Hmm nie cierpię wojen... No i ważną częścią życia jest wewnętrzny spokój." Tak mi kiedyś Agnes powiedziała... Jak jeszcze żyła... Nie wiem jak to się wszystko wydarzyło... Tak, trochę żałuję. Głupie sumienie...
_____________________________________________________________________________
No rozdział jest xd Mam nadzieję, że się podoba... Postanowiłam nie zamykać bloga. Mam nadzieję, że jednak będzie lepiej i wiecie... Więcej komentarzy będzie xd Ahh zaraz wezmę się za next na drugiego bloga xd Czytacie go w ogóle? Dobra... Pozdrawiam :* I <3 U all!!
Ojej! Rossdział!
OdpowiedzUsuńKocham
Czekam
Daj szybko
~Wika aka ponczek