Ross Lynch to uroczy chłopak. Zawsze pomocny, uśmiechnięty, optymista.
Na dodatek uwielbia sztukę, a głównie muzykę. Ubóstwia występowanie ze swoim
zespołem R5 i oczywiście brzdękanie na swojej gitarce. Ma 21 lat.
Jest to blondyn o cudownych brązowych oczach. Wysoki, dobrze zbudowany,
szczupły. Dziewczyny mdleją na widok jego mięśni.
Ale jest też strona, której nikt nie zna... Z wyjątkiem jego ukochanej.
Nikt go nie zna tak jak ona. Uwielbia ją rozbawiać, pocieszać, troszczyć się,
uszczęśliwiać. Zrobi dla niej wszystko, tylko by zobaczyć jej słodki uśmiech.
Kocha ją z całego serca. A najlepsze jest to, że nikt nie wie...
Tak. Ten magiczny związek to sekret. Po co im wścibskie komentarze? Oni
są tylko dla siebie. Nic więcej im nie potrzeba do szczęścia. Dlatego uważają,
że jest lepiej tak, jak jest.
A kim ona tak właściwie jest? Emily mieszka w Miami. Jest to brunetka o
szarych oczach, wysoka. No i jest taka jak Ross. Oboje uwielbiają te same
rzeczy, mają te same pasje, niektóre cechy charakteru też mają wspólne. Może to
wszystko sprawia, że tak dobrze się rozumieją?
Dziewczyna ma 19 lat i lubi się uczyć. Chce być mądrą osobą, dlatego
normalnie uczęszcza do liceum. Ostatni rok… Mogła przeprowadzić się do LA i po
prostu być ze swoim ukochanym. Ale jednak wybrała taką drogę. Oczywiście nie
jest łatwo, ale nic nie chce zmieniać. Tak jest dobrze.
No i jeszcze jedna smutna rzecz… Emily nie ma przyjaciół. Jest uważana
za dziwaka i wszyscy tylko jej dokuczają. Dlaczego? Bo nie pasuje do tego
miejsca… Jedyną osobą, której może ufać to Ross. To właśnie on jest jej
najlepszym przyjacielem. Tylko on zna wszystkie jej tajemnice. Tylko on ją tak
naprawdę zna…
Racja. Jest to związek na odległość. Nie ma dnia, w którym by im siebie
nie brakowało… Ale wiedzą, że w końcu kiedyś będą razem. I wtedy nic ich nie
rozdzieli. Nigdy. Tylko oni. Na wieki.
Jednak nie wszystko potoczy się jak sobie wymarzyli. Już wkrótce
przekonają się, że czasami miłość nie wystarcza…
A może jednak?
To może zacznijmy od początku. Od dnia gdy się poznali…
***
*2 lata temu*
Emily śpieszy się na dodatkowe zajęcia z francuskiego. Za kwadrans się
zaczynają, a jeszcze ma trochę do przejścia.
Budynek szkoły językowej jest ogromny. Nie trudno go zauważyć. Ściany
są kolorowe i budowla ma w sobie wiele ton szkła. Promienie słońca się odbijają
od dziesiątek szyb.
Mama brunetki chciała, by się uczyła tego języka nie tylko w szkole.
Bardzo jej zależy na przyszłości córki.
Chce by była dziennikarką. A ona? Wolałaby być pisarką… Uwielbia pisać wiersze
i opowiadania. Lecz jej mama o tym nie wie. I nie może się dowiedzieć. Nie
zrozumiałaby… Mówi jej, że ze sztuki nie da się żyć. Ale czy nie jest
ważniejsza radość z pracy i pasja? Czy to nie jest ważniejsze niż pieniądze?
To oczywiste, że Emily mieszka z matką. Ma dopiero 17 lat! A co z
ojcem? Nie żyje od 2 lat… Zmarł na raka płuc. Dziewczyna nie ma rodzeństwa.
Reszta rodziny się nimi nie interesuje…
Jej matka to bardzo wymagająca kobieta. Brunetka nie chce być dla niej
ciężarem. Robi wszystko, by ją uszczęśliwić. Nawet jeśli to jest równe z
udawanie kogoś, kim nie jest. Jeśliby tego nie robiła, to zapewne już dawno
mieszkałaby pod mostem…
Dlatego teraz idzie, gdzie idzie. Dla Emily ważniejsi są inni ludzie
niż ona sama.
Dziewczyna czuje, że musi się napić wody. Właśnie teraz. Dlatego zdjęła
torbę i zaczęła szukać butelki. Nawet na chwilę się nie zatrzymuje.
Właśnie w tym momencie wpadł na nią pewien chłopak. W sumie ona też na
niego wpadła…
Przystojny blondyn o ciepłym brązowym spojrzeniu. Był zajęty swoim
telefonem. Podniósł wzrok i ich spojrzenia się spotkały. Uśmiechnął się i ona
wbrew sobie go odwzajemniła.
To właśnie ten moment. Oboje poczuli przyjemny prąd przepływający przez
ich ciała. I to wrażenie, że się już znają…
On już wie, co to jest. Zakochał się. Od pierwszego wejrzenia.
Muszę ją poznać bliżej, pomyślał.
Brunetka z wrażenia upuściła butelkę wody. Blondyn błyskawicznie się po
nią schylił. Z uśmiechem podał ją Emily.
- Dzięki… - tylko na tyle ją stać.
- Em… Jak masz na imię? – zapytał po chwili. Lekko się zarumienił.
- Ja? Jestem Emily. A ty? – podała mu swoją dłoń ze szczerym uśmiechem
na twarzy.
- Ross – uścisnął ją.
Jeden dotyk… I znów to uczucie, jakby piorun ich poraził.
- Nie znasz mnie? – dodał po chwili z nieudawanym zaskoczeniem, gdy
odzyskał zdolność mowy.
- Emm, nie? Dopiero co się poznaliśmy – śmieje się.
- Znaczy… Jestem członkiem zespołu R5. Jak widzę nie słyszałaś o nas…
- No nie – odpowiada zgodnie z prawdą.
Chłopak troszkę się zasmucił. Byłoby o wiele łatwiej, gdyby znała jego
zespół. Mogliby o tym pogadać. Gdyby była jego fanką, to o wiele łatwiej, by mu
było ją poderwać. A tak to czuje, że wszelka pewność siebie go opuszcza. Ale
może jednak warto przełamać rosnącą nieśmiałość w stosunku do niej?
Chwilę się zastanawia, co powiedzieć.
- Wiesz? A może poznamy się lepiej? Masz ochotę pogadać przy kawie? –
pyta powoli.
Oby się zgodziła, oby nie uciekła przestraszona, myśli.
- Hmm, zaraz mam zajęcia z francuskiego… - zaczyna.
Ross wszystko rozumie. Spuścił głowę i lekko ją potrząsnął. Wszelka
nadzieja poszła w las. O dziwo poczuł, że łzy mu napływają do oczu. Dziwne…
Jeszcze nigdy mu się coś takiego nie zdarzyło… Ale nie może płakać. Emily nie
może tego zauważyć. Dlatego szybko mruga.
- Ale raz grozi śmierć! Z chęcią z tobą pójdę – dodaje ze szczerym
uśmiechem.
Blondyn podnosi wzrok i patrzy jej prosto w oczy. Nic nie mówi. Jest po
prostu szczęśliwy. Później delikatnie chwyta ją za dłoń. W przyjemnej ciszy
zaczynają wolno iść w kierunku najbliższej kawiarenki.
Miliony nieznanych uczuć wypełniają ich ciała. To niesamowite. Parę
minut temu wpadli na siebie niby przypadkiem i już dziewczyna czuje, że może mu
ufać. On zresztą czuje to samo.
Czyżby to było przeznaczenie?
*
Para już od godziny siedzi w kawiarni. Bardzo przyjemnie się im gada.
Emily cały czas wybucha śmiechem. Jego historie i żarty bardzo ją bawią. Ross
jest zachwycony.
Całe pomieszczenie emituje od siebie czystością i jasnością. Pomarańczowe
kloszowe lampy wiszą nad ich głowami i rozświetlają kawiarnię swoim żółtym
światłem. Wszystkie meble są wykonane z jasnego drewna. Pojedyncze małe stoliki
stoją dumnie wraz z krzesłami wybitymi miękkimi czerwonymi poduszkami. Przy
barze stoją 2 młode kobiety, które są schludnie ubrane. Radośnie posługują
klientom. W tle gra cichutka muzyka z radia. Jest tu naprawdę przytulnie i
przyjemnie.
- Twoi bracia na serio są aż tak walnięci? – pyta w końcu.
- Sama się o tym kiedyś przekonasz – odpowiada lekko się śmiejąc.
Dziewczyna nagle spoważniała.
- Mówisz serio?
Czyżby to oznaczało, że pozna jego rodzinę? Zobaczą się jeszcze kiedyś?
Zostaną parą?
- Oczywiście. Mówię bardzo poważnie – zadziornie się uśmiecha i pod
stołem chwyta ją za dłoń. Brunetka lekko się zarumieniła. Chwilę później ją
puszcza.
- Więc… Skoro mieszkasz w Los Angeles, to co robisz tutaj w Miami? –
pyta i popija kawy. Cały czas się na niego patrzy.
Jezu, jaki on jest przystojny. I te jego brązowe oczy… Myśli sobie.
- To proste. Mamy tu dziś koncert. Byłoby fajnie, gdybyś przyszła…
- Z chęcią. O której i gdzie mam przyjść?
Ross szybko wyjmuje kawałek kartki i długopis. O dziwo miał je przy
sobie… Szybko pisze ważne informacje i podaje ową karteczkę dziewczynie,
mówiąc:
- To jest na tyłach klubu. Przyjdź. Będę tam czekać na ciebie.
- No to jesteśmy umówieni – mówi z uśmiechem. Chłopak odwzajemnia jej
gest.
Później w ciszy dokańczają swoje ciastka i kawę. Ta cisza w ogóle im
nie przeszkadza. Gdy skończyli, po prostu wyszli z lokalu.
- To do zobaczenia dziś wieczorem – mówią jednocześnie, stojąc na rogu
ulicy. Są trochę zaskoczeni, ale to miłe uczucie.
W końcu dziewczyna się odwraca, by odejść. Jakaś część blondyna nie
potrafi jej na to pozwolić. Podbiega do niej, chwyta za rękę i ona wpada w jego
ramiona. Ich czoła się dotykają, ale oni po prostu patrzą sobie prosto w oczy.
W końcu dotyka jej prawego policzka dłonią i delikatnie całuje. Chciał to
zrobić, jak tylko ujrzał jej twarz.
Motyle, dreszcze, szybsze bicie serca… Oboje to czują.
Właśnie w tym momencie połączyła ich jakaś niewidzialna więź. Jeszcze o
tym nie wiedzą, ale od teraz będą na siebie działać jak magnes. Teraz będą
potrafili czuć siebie nawzajem. Nawet, gdy nie będą blisko siebie. Gdy Emily
będzie płakać – Ross poczuje jej ból. Gdy Ross o niej pomyśli – ona to poczuje.
Coś w tym jest z magii…
W końcu blondyn się odsuwa. Nie potrafią przestać się uśmiechać. Po
chwili się mocno przytulają. Jest im bardzo dobrze razem. Przepełnia ich wtedy
dobra energia i radość. Miłość…
Chwilo trwaj! Myśli sobie Ross.
*
Wieczór. Emily idzie pół ciemną drogą. Latarnie rzucają delikatne
światło na drogę. Nie jest zbyt chłodno. W końcu jest połowa września. Jest
niezwykle cicho i nikogo nie widać oprócz niej. Dziewczyna się odwraca.
Wydawało jej się, że widzi Rossa…
Jest ubrana w krótką koronkową sukienkę. Do tego czarne trampki. No i
czerwona szminka na ustach i odpowiedni mocny makijaż. Czuje się idealnie nawet
tak wystrojona. Co bardzo rzadko się zdarza…
Od chwili, gdy się spotkali, minęły zaledwie 3 godziny. Od tamtej
chwili wydaje jej się, że wszystko się zmieniło. Jakby zaczęła na nowo żyć.
Nowy początek…
Nie potrafi o nim przestać myśleć. Widzi go wszędzie. Czyżby się
zakochała? Nie potrafi sobie sama na to odpowiedzieć. A nikt jej nie może pomóc
zrozumieć.
W końcu dochodzi do klubu. Omija wszystkich wrzeszczących ludzi i
wchodzi w boczną uliczkę. Właśnie tu ma go spotkać ponownie. Chłopaka, w którym
podkochują się miliony dziewczyn. Jest tego pewna. W końcu jest przystojny,
zabawny, mądry, wrażliwy i utalentowany… Tak. Już go zdążyła dość dobrze
poznać.
Po chwili zauważa chłopaka z blond czupryną. To musi być Ross.
Podchodzi bliżej i widzi jego uśmiechniętą twarz. Nie pomyliła się.
- Emily! Przyszłaś – mówi to, przytulając ją. Nie trudno zauważyć, że
bardzo się ucieszył.
- Musiałam to zrobić. Dla ciebie – odgarnia włosy z grzywki, które
opadły mu na oczy.
To tak wygląda, jakbyśmy byli razem od bardzo dawna… Myśli sobie Ross.
Trzeba przyznać, że ma rację.
Chwilę później złapał ją za rękę i weszli do środka klubu. Dziewczyna
przez tajne przejścia dostanie się pod scenę, a on uda się za kulisy. Musi
przygotować się do koncertu.
Tak. Tego wieczora muszą udawać, że się nie znają.
*
Koncert w 100% można zaliczyć do udanych. Emily świetnie się bawiła,
mimo że nigdy wcześniej nie słyszała muzyki zespołu. R5 spędzili dobry czas na
scenie.
Teraz pora na autografy. Nim się rozdzielili, Ross jej powiedział, by
podeszła do stołu, przy którym zespół będzie podpisywać plakaty i płyty.
Teraz jej kolei. Stoi już przed blondynem. Oprócz plakatu z podpisami,
dostała też karteczkę. Ross chce, by czekała na niego w bocznej uliczce. Szybko
macha mu głową na „tak”. W końcu odchodzi. Chwilę po tym Rydel szturcha brata.
- Co to za dziewczyna? – pyta, krzycząc do jego ucha.
- Co? Nie… Nikt… - chłopak nie potrafi przestać się uśmiechać. A nawet
się lekko zarumienił. Blondynka od razu to wszystko zauważyła.
- Ross. Mnie nie oszukasz. Przecież widziałam, jak ci się oczy zaczęły
świecić na jej widok.
Chłopak wziął dużą porcję powietrza do płuc.
- To jest Emily. Moja dziewczyna – uśmiecha się jak chory z miłości.
- Awww. I dlaczego dopiero teraz się o tym dowiaduję?! – jego siostra
jest zachwycona, ale także lekko wkurzona.
- Wiesz… Dziś ją poznałem…
Te słowa mówią wszystko. Rydel daje mu spokój już do końca podpisywania
autografów.
*
Para znów spotkała się pod klubem. Trochę to przypomina tajne spotkania
Romea i Julii, czy Tristana z Izoldą. Chcą to trzymać w tajemnicy. Ale dlaczego
tak właściwie? Bo tak jest bardziej romantycznie?
- Emily, ja… Muszę ci coś powiedzieć… - zaczyna Ross.
Poważna mina wymalowana na jego twarzy trochę ją przeraziła. Co jeśli
już ma dziewczynę?? Myśli gorączkowo galopują po jej głowie. Musi zebrać
wszelkie siły drzemiące w sobie, by się nie rozpłakać. Nie jest w stanie
odpowiedzieć ani słowa. Blondyn tylko chwyta ją za dłonie i podejmuje decyzję,
by kontynuować. Patrzy w jej szare oczy. W te oczy, które się coraz bardziej mu
się podobają.
- Wiesz… Ja… Ja się chyba… zakochałem… - bardzo trudno jest mu mówić
bez dukania.
Chwila ciszy. Słychać tylko dudnienie ich serc. Ten sam rytm…
- Ross… Ja chyba też…
Jeden szczery uśmiech i się przytulają. Jest im niezwykle dobrze.
Właśnie tak. Wydaje się, że zostaną w tej pozie całą wieczność.
Te same uczucia co na początku wypełniają ich ciała. Znów. Jak za
każdym razem, gdy są blisko. A nawet jak nie są…
Nagle blondyn wpadł na pewien pomysł. Może i jest słodkim chłopakiem,
ale miewa też niegrzeczne myśli. Wie czego jego ciało pragnie. Od teraz. I może
to dostać tej nocy…
Uśmiechnął się jak zboczeniec pod nosem.
- Emily? Pójdziesz ze mną? Nie pytaj o nic – mówi niezwykle pewnie.
Ona od razu nieświadoma się zgadza na wszystko.
A może jednak wie? Może to wyczuła?
*
Ross i Emily poszli do hotelu. Blondyn otworzył drzwi do swojego pokoju
kopniakiem. Po otworzeniu ich najpierw kluczem…
Jest to bardzo mały pokoik. 2 krzesła, stół przy oknie, szafa przy
drzwiach od łazienki i podwójne łóżko przy ścianie. Mały czerwony dywan na
podłodze wyłożonej jasnymi panelami. Skromnie, ale jednak wszystkie meble mają
w sobie coś eleganckiego.
Cały czas się namiętnie całują. Nie potrafią przestać. Dziewczyna nie
potrafi go powstrzymać. Straciła wszelką kontrolę nad sobą. A on? Bardzo jej
pragnie…
Nagle chłopak na chwilę się od niej odsuwa. Bardzo niechętnie… Musi
dobrze zamknąć drzwi. Na klucz. I zasłonić okno niebieską zasłoną. Na koniec
bierze, co trzeba ze swojej walizki. Kładzie tą rzecz na rogu łóżka.
I wtedy powoli zbliża się do swojej wybranki. Gdy już ich ciała są
blisko siebie, zaczyna delikatnie całować jej szyję. Trzyma dłonie na jej tali.
Lecz po chwili wędrują do zapięcia sukienki. Sprawnym ruchem zamek idzie w dół.
Chwilę później sukienka już sobie leży na podłodze.
Czas upływa i podłoga się powoli zapełnia ubraniami pary.
Bez pośpiechu.
Sama rozkosz miłością.
I stało się. Leżą w samej bieliźnie na łóżku. On na niej. Mocno się
obejmują. Po prostu się całują. Ale to nie potrwa długo…
Ross na chwilę się oderwał od jej ust. Czuje, że musi coś powiedzieć.
Więc mówi. Bardzo cicho. Wręcz szeptem.
- Emily, czy zostaniesz przy mnie na noc?
- Nawet nie potrafię ci odmówić – powiedziała, lekko się śmiejąc.
Uradowany wrócił do obdarowywania jej pocałunkami. Parę minut później
do kompletu na podłodze dołączyła ich bielizna. Wtedy blondyn znów na chwilę
przerwał to, co robili.
- Kochanie… Patrz na mnie – wyszeptał, patrząc jej w oczy. Ona jest mu
całkowicie posłuszna.
Czuje, że są gotowi. Dlatego swoimi nogami rozpostarł jej nogi.
I wtedy zabawa się zaczęła.
Miłość wisi w powietrzu.
*
Ranek. W pokoju hotelowym gości ciemność. Para leży nago w łóżku Rossa.
Są przykryci białą kołdrą, która ogrzewa ich ciała równie dobrze jak oni sami
siebie. Głowa Emily leży na piersi blondyna, a on ją obejmuje. Ich dłonie są
złączone. Jeszcze sobie słodko śpią po upojnej nocy. Lecz to nie może trwać
wiecznie…
Nagle telefon blondyna zaczyna dzwonić.
Koniec spania. Oboje zaczynają się wiercić, aż w końcu Ross otwiera
oczy. Jak ujrzał Emily obok siebie, przypomniał sobie poprzedni dzień. A
zwłaszcza noc. Promiennie się uśmiechnął i delikatnie ją pocałował w policzek.
A więc to nie był sen! Pomyślał.
Brunetka też już otworzyła oczy. Akurat w tym samym momencie, w którym
chłopak wstał. Nie potrafi oderwać wzroku od jego zgrabnych pośladek. On w
końcu odbiera telefon. Jego brat dzwoni. Riker.
- Ross? Wstałeś już? Za godzinę mamy samolot do Waszyngtonu! – mówi.
- Skoro odebrałem, to chyba logiczne, że wstałem… - blondyn się
odwraca. Emily stara się na niego nie patrzeć.
- Dobra, dobra mądralo. Za 15 minut śniadanie. Nie spóźnij się.
- Spoko, brat – rozłącza się. Następnie kładzie telefon z powrotem na
stoliku. Wraca pod kołderkę do swojej ukochanej.
- Chodź do mnie, najsłodsza – mówi, a później jego dłonie lądują na jej
policzkach. Czule ją całuje – Emily… Czy wyjedziesz ze mną? Podróżowalibyśmy
razem, a później zamieszkałabyś u mnie. W LA.
Chłopak jak najbardziej chce kontynuować tą znajomość. On ją traktuje
bardzo poważnie. Chce ją znać jak nikt inny. Mieć zawsze przy sobie. Ma szczerą
nadzieję na udany związek. Już śmiało zaczął marzyć o wspólnej przyszłości.
Lecz czy ona pragnie tego samego co on?
Oczywiście, że tak.
- Bardzo chętnie, ale…
- Ale? – trochę się zaniepokoił.
- Tu mam szkołę i nie chcę zostawiać mamy… Nie chcę jej rozczarować.
Ross jeszcze nie wszystko rozumie. W końcu nie znają się zbyt długo…
Ale kiwa głową.
- Już za tobą tęsknię – mówi i ją przytula.
Czy to koniec?
Parze zaczynają napływać łzy do oczu. Wiedzą, że nie zobaczą się zbyt
prędko. Wiedzą, że nikt nie zastąpi miejsca tej drugiej osoby…
Czy są skazani na cierpienie przez najbliższy czas? A może wszystko
przeminie i zostaną same wspomnienia?
Sami tego nie rozumieją… Ale już się szczerze pokochali. Właśnie taką
miłością, która nie na każdego czeka. Taką, która może się zdarzyć tylko raz w
życiu…
Czy dystans wszystko przekreśli?
*
Lotnisko w Miami nie należy do zbyt nowoczesnych miejsc. Jest tu trochę
brudno i wszędzie wiszą różne kolorowe kable. Wszechobecna jaskrawa biel
sprawia, że się dostaje zawrotów głowy. Na dodatek mnóstwo tu szkła. W wielu
miejscach ma ono rolę ścian.
Ross i Emily swoją przed wejściem do jednego z sektorów lotniska. Ze
smutnym wzrokiem się sobie przyglądają. Wiedzą, że się muszą pożegnać.
W końcu blondyn łapie ukochaną za rękę. Patrzy jej prosto w oczy.
- Nigdy o tobie nie zapomnę. Pamiętaj o tym.
Ona tylko potrafi lekko potrząsnąć głową. Wszystkie słowa uwięzły jej w
gardle. Aż trudno jej oddychać. Później chłopak się lekko do niej zbliżył.
Oddał delikatny pocałunek na jej ustach. Chwilę później zamienił się w trochę
bardziej namiętny. Lekko desperacki…
Ostatni pocałunek.
Jakiś czas później się przytulili. Oboje musieli powstrzymywać łzy. Tak
dobrze im było razem…
Będą tęsknić za sobą. Za tą częścią siebie, jaką sobie nawzajem
podarowali. Za każdą radosną chwilą. Za tymi wszystkimi uczuciami… Za miłością.
Może nie znają się zbyt długo, ale oboje wiedzą, że to co ich połączyło
jest magiczne i prawdziwe. Ale jak widać tak ma po prostu być… Muszą się teraz
rozstać. Ale to wcale nie oznacza, że już nigdy się nie spotkają ponownie.
Nigdy nie mów nigdy.
Po jakimś czasie odsunęli się od siebie. Ostatni raz spojrzeli sobie
oczy. I chwilę potem chłopak zaczął iść za resztą zespołu. Ale jeszcze na
chwilę się odwrócił. Musi ostatni raz spojrzeć na jej twarz.
I w końcu zniknął w tłumie.
W tym samym czasie na jego i jej policzku pojawiła się wielka
przezroczysta łza. Ta mała słona kropla wyraża więcej cierpienia niż tysiące
słów.
**KONIEC CZĘŚCI 1**
______________________________________________________________________
No to mamy część pierwszą! Jak wam się podoba? Mam nadzieję, że zobaczę parę komentarzy...
Wytłumaczę krótko. Ta scena 18+ jest na prośbę mojej Wiki :* Wiem, że chcesz ostrzej, no ale ups! Sorry XD
Część druga nie wiem kiedy tak samo jak rozdziały... Pożyjemy, zobaczymy!
Nie pisałam w te wakacje zbyt dużo, bo pracowałam. Tak. Starość nie radość xd No i chodziłam na basen! Jak ja kocham wodę :3
No dobra, dobra xd Komentujemy! Pozdrawiam i miłego początku roku szkolnego xd
*Mój kochany telefon usunął mi komentarz i musze pisac od nowa....*
OdpowiedzUsuńSzczerze? Na początku wydawalo sie dluzsze xd
Ale.
No, mam pare zastrzezen (jak zawsze do wszystkiego #KobietaZOkresem24na7) i nie bede Ci ich mowic, ale ogolnie jest tak.... za slodko...
Ale jest i tak super xd
Wgl, ej...
Teraz kazdy wie, ze jestem tak zboczona, dziękuje xd.
Czekam na cz2
Weny!
-Wika aka ponczek
Świetny :*
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną część. <3
Każdy człowiek ceni sobie inną wartość życiową. Niektórym zależy na sławie i pieniądzach. Dla innych liczą się przyjaciele lub myśl o założeniu rodziny. Są i tacy, co chcą być jedynie szczęśliwi. Większość dąży do zrobienia czegoś, dzięki czemu ludzie będą o nich pamiętać po śmierci. A która z tych wartości jest najważniejsza?
OdpowiedzUsuńRiker Lynch zawsze na pierwszym miejscu stawia rodzinę i zespół. Jedyne, czego się boi, to zakochać bez odwzajemnienia. Ellington Ratliff to wesoły chłopak. Jego największym utrapieniem jest nuda i ograniczony internet w telefonie. Rocky Lynch, jego najlepszy przyjaciel, uważa kobiety za najwspanialsze dzieło Boga. Żarty, opryskliwość i arogancję ma we krwi. Rydel Lynch jest jedyną dziewczyną w ich gronie, chociaż nie często zachowuje się jak ona. Zabawna i szczera do bólu, co nie zawsze okazuje się zaletą. Ross Lynch jest najmłodszy (no, prawie najmłodszy) z całego rodzeństwa, w które jest bezgranicznie wpatrzony. Stara się optymistycznie spoglądać na świat, lecz ciągle boi się, że okaże się niewystarczająco dobry, by móc po nim chodzić. Każde z nich ma zalety, każde ma też wady. Są ludźmi, którzy dopiero dowiedzą się, co tak naprawdę liczy się w życiu. I czy to, co dotychczas uważali za bezcenne, naprawdę jest warte uwagi.
To będzie historia o zespole, który na zawsze zmienił wielu ludzi na świecie. Historia o muzyce, rodzinie, pasji, przyjaźniach i zmianach, których wielu się boi. Historia o życiu i o tym, co warto w nim zachować, a o czym zapomnieć. W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca.
Zapraszam na mojego nowego bloga! :D
http://r5-wildhearts.blogspot.com/
Jeśli Ci się nudzi, a szukasz nowej, oryginalnej historii, to przeczytaj moje opowiadanie. Jeśli jesteś członkiem R5Family, to przeczytaj moje opowiadanie. A jeśli nie lubisz R5 ani fanfictions... To i tak przeczytaj moje opowiadanie ^^