***
**teraźniejszość**
Emily siedzi na lekcji zwanej godziną wychowawczą. Rozmyśla. Oczywiście
jest to ten sam temat, co zawsze. Jej chłopak. Myśli zabrały ją w zupełnie inny
świat. Niby jest w tej sali, ale jednak jej nie ma. Jej serce jest przy nim.
Minęły już 2 lata odkąd go po raz pierwszy spotkała. Teraz doskonale
wie, co czuła od początku. To miłość. Prawdziwa miłość. To uczucie o dziwo jest
coraz silniejsze…
Całe jej życie się zmieniło. Widzi rzeczy, szczegóły, na które
wcześniej nie zwracała uwagi. Wszystko wydaje jej się takie piękne i sensowne.
Jest taka zakochana, taka szczęśliwa…
Ross jest dla niej wszystkim. Wszystkim czego pragnie, wszystkim czego
potrzebuje. Po prostu całym światem.
Ale jednak nie wszystko złoto, co się świeci…
Od tamtego dnia nie spotkali się nigdy więcej. To trudne. Każdego dnia
za nim tęskni. Chciałaby się do niego przytulić, trzymać za rękę, całować,
poczuć zapach jego perfum, słyszeć bicie jego serca, patrzeć jak oddycha, gdy
śpi… Niestety, ale teraz nie może tego wszystkiego mieć…
Ale może marzyć.
Ale w sumie, nie jest aż tak źle. Przez ten cały czas bardzo dobrze się
już poznali. Gadają z sobą codziennie, więc nic dziwnego…
Nagle koleżanka, z którą brunetka siedzi w ławce, ją szturchnęła.
- Ej, Emily. Obudź się. Już dzwonek był – śmieje się pewna blondynka.
Dziewczyna jest wysoką i szczupłą osobą. Trenuje pływanie, więc ma dość
wysportowane ciało. Ma długie faliste blond włosy. Dziś jest ubrana w
czarno-białą sukienkę i ma na stopach czarne balerinki z wielkimi kwiatkami.
Mindy jest jedną z tych dziewczyn z klasy, z którymi może normalnie
pogadać w szkole. Polubiły tą nową Emily. Tą zawsze uśmiechniętą dziewczynę,
która lubi sobie pożartować. Ale nie zalicza ich do swoich przyjaciółek. Nie
interesują się jej prywatnym życiem. Nikt nie zna jej sekretu…
- Co? A tak! Już idę – zaśmiała się do koleżanki i pośpiesznie wstała.
Wzięła swój plecak i wraz z blondynką wyszła z sali. Przez pewien czas szły w
ciszy korytarzem szkolnym.
Gdy wyszły na dziedziniec, Mindy się odezwała:
- Mogę cię o coś zapytać?
- No pewnie. Wal śmiało - odpowiedziała, wesoło uśmiechając się do koleżanki.
- Co zrobić, by dać chłopakowi do zrozumienia, że ci się podoba?
Zaskoczona Emily aż przystanęła z wrażenia.
- Mnie się o to pytasz? - odpowiedziała śmiejąc się - Przecież jesteś taka śliczna. Myślałam, że masz więcej doświadczenia niż ja... Że chłopcy walą drzwiami i oknami do ciebie...
- Może i się im podobam, ale nigdy wcześniej nie byłam zakochana... Nie wiem co robić - lekko się skrzywiła - jesteś taka radosna... To na pewno przez chłopaka, więc...?
- No, prawda. Mam chłopaka - brunetka się zarumieniła - Wiesz? Po prostu się dużo uśmiechaj i zagaduj go. No i chłopcy lubią, gdy dziewczyna jest zabawna. A tak w ogóle to kto jest tym szczęściarzem?
- Tom z 3B...
- Niemożliwe! Ten od Szekspira?? - zaczęła się głośno śmiać jak opętana.
Chłopak, o którym mowa, jest zakochany w utworach Szekspira. Jest znany z tego, że zawsze cytuje jego utwory podczas rozmów i zawsze ma jakąś książkę pod pachą.
A jak wygląda? Ma rude włosy, zawsze ubiera się w kolorowe bluzy, jeansy, trampki, ma niebieskie okulary. Zawsze uśmiechnięty. Krótko mówiąc przystojny i sympatyczny rudzielec.
Dziewczyna nieco uspokoiła się w momencie, gdy usłyszała, że ktoś do niej dzwoni. Odebrała. W miarę otrzymywania wiadomości od swojego rozmówcy, coraz bardziej poważny wyraz malował się na jej twarzy. Chwilę później rozłączyła się. Była wstrząśnięta.
Mindy zauważyła dziwne zachowanie koleżanki.
- Emily? Co jest? Wyglądasz, jakby ktoś umarł... - lekko się zaśmiała.
Jednak był to żart nie na miejscu...
- Dzwonili ze szpitala. Moja mama nie żyje.
Gdy wyszły na dziedziniec, Mindy się odezwała:
- Mogę cię o coś zapytać?
- No pewnie. Wal śmiało - odpowiedziała, wesoło uśmiechając się do koleżanki.
- Co zrobić, by dać chłopakowi do zrozumienia, że ci się podoba?
Zaskoczona Emily aż przystanęła z wrażenia.
- Mnie się o to pytasz? - odpowiedziała śmiejąc się - Przecież jesteś taka śliczna. Myślałam, że masz więcej doświadczenia niż ja... Że chłopcy walą drzwiami i oknami do ciebie...
- Może i się im podobam, ale nigdy wcześniej nie byłam zakochana... Nie wiem co robić - lekko się skrzywiła - jesteś taka radosna... To na pewno przez chłopaka, więc...?
- No, prawda. Mam chłopaka - brunetka się zarumieniła - Wiesz? Po prostu się dużo uśmiechaj i zagaduj go. No i chłopcy lubią, gdy dziewczyna jest zabawna. A tak w ogóle to kto jest tym szczęściarzem?
- Tom z 3B...
- Niemożliwe! Ten od Szekspira?? - zaczęła się głośno śmiać jak opętana.
Chłopak, o którym mowa, jest zakochany w utworach Szekspira. Jest znany z tego, że zawsze cytuje jego utwory podczas rozmów i zawsze ma jakąś książkę pod pachą.
A jak wygląda? Ma rude włosy, zawsze ubiera się w kolorowe bluzy, jeansy, trampki, ma niebieskie okulary. Zawsze uśmiechnięty. Krótko mówiąc przystojny i sympatyczny rudzielec.
Dziewczyna nieco uspokoiła się w momencie, gdy usłyszała, że ktoś do niej dzwoni. Odebrała. W miarę otrzymywania wiadomości od swojego rozmówcy, coraz bardziej poważny wyraz malował się na jej twarzy. Chwilę później rozłączyła się. Była wstrząśnięta.
Mindy zauważyła dziwne zachowanie koleżanki.
- Emily? Co jest? Wyglądasz, jakby ktoś umarł... - lekko się zaśmiała.
Jednak był to żart nie na miejscu...
- Dzwonili ze szpitala. Moja mama nie żyje.
*
Pusty dom. Półmrok.
Dziewczyna leży na swoim łóżku zwinięta w kłębek. Cicho płacze. Chwilę
później wstała do pozycji siedzącej i otarła łzy z twarzy. Wzięła telefon do
ręki, który leżał obok jej łóżka na szafce nocnej.
„Ross, pogadaj ze mną. Jestem załamana” – zapisała do swojego chłopaka.
W czasie pisania nowe łzy jej napływały do oczu.
Co ona teraz zrobi? Została sama w wielkim mieście.
Ale… Co się tak właściwie stało z moją mamą? – zaczęła się zastanawiać.
Po krótkim namyśle postanowiła wstać i pójść do szpitala w celu otrzymania
jakiś wyjaśnień. Przecież jeszcze dziś rano mama wesoło się do niej uśmiechała
i nuciła przy śniadaniu…
Wstała i po prostu wyszła.
*
Emily doszła do szpitala. Odnalazła odpowiedniego człowieka, który
odpowiedział na nurtujące ją pytania. Była wstrząśnięta tym, co usłyszała. To
było tak, jakby historie wojenne sprzed lat znów stały się częścią życia.
Matka jej była pracownicą tego właśnie szpitala. Pracowała na oddziale
związanym z dziećmi i młodzieżą.
Był to normalny dzień pracy. Dzień jak co dzień. Kobieta zajmowała się
swoimi małymi pacjentami jak zwykle. Nagle została poproszona o wyjcie przed
szpital. Przyjechała karetka a wraz z nią ciężko ranny młody człowiek. Miała
pomagać w podawaniu tlenu w czasie wiezienia go na salę operacyjną. Lecz wtedy
wydarzyło się coś strasznego…
Ktoś głośno krzyknął „Żydom śmierć!” i… strzał. Kolejny. I kolejny.
Okazało się, że ktoś postrzelił matkę Emily w rękę. Kula wywołała silny
krwotok… Dostał też ten dopiero co przywieziony człowiek. Zamachowiec popełnił
samobójstwo. Strzelił sobie w głowę.
Jestem narratorem, który wie wszystko, więc wam zdradzę parę rzeczy… Napastnik
i ten biedny chłopak byli kiedyś dobrymi przyjaciółmi. Lecz przyszedł taki
dzień, gdy jeden z nich zakochał się w dziewczynie drugiego i gdy tenże chłopak
zrozumiał, że może stracić swoją księżniczkę, bo ona tego drugiego też lubi, to…
sprawy lekko się skomplikowały. Tego pierwszego ogarnęła furia znana jego przodkom,
którzy mieszkali niegdyś w Niemczech i postanowił ukatrupić swojego ukochanego
przyjaciela. A ponieważ ofiara była Żydem, to spawa nabrała także lekko
rasistowskiego znaczenia.
Wracając do akcji… Matka naszej ukochanej bohaterki została postrzelona
przez przypadek i również przez przypadek zmarła.
Co prawda lekarze starali się pomóc całej trójce, ale nie udało się
nikogo uratować.
Po wysłuchaniu tej historii, Emily postanowiła wrócić do domu i
przemyśleć tą sprawę.
*
Dziewczyna idzie powoli i zastanawia się nad sensem życia i umierania. A
przede wszystkim… Dlaczego Bóg musiał odebrać jej matkę?
Tak sobie idzie i idzie, i rozmyśla i nagle… staje dęba. Widzi swoją
koleżankę ze szkoły - Mindy. Siedzi w kawiarni i popija truskawkowy koktajl. A
co ciekawe nie jest tam sama. Obok niej siedzi Tom i namiętnie o czymś prawi.
Na stoliku oczywiście leży tomik „Romea i Julii”.
Blondynka ją zauważa i proszącym gestem zaprasza do stolika. Emily
posłusznie podchodzi do nich. Mindy wstaje.
- Emily, chciałam ci z całego serca podziękować za twoją złotą radę. Naprawdę
nie wiem, co bym zrobiła bez ciebie – następnie ją przytula mocno – no i
trzymaj się. Musi ci być ciężko – dodaje, ale już szeptem.
- Drobiazg i… dzięki. Wiesz co? Jak będziesz mieć wolną chwilkę, to
wpadnij do mnie. Potrzebuję z kimś pogadać.
- Okey. Możesz na mnie liczyć – uśmiecha się do niej.
Emily odwzajemnia jej gest i spogląda na towarzysza Mindy. Chłopak
zatopił się w lekturze i wydaje się być nieprzytomny na bodźce tego świata.
Po pożegnaniu się, dziewczyna odchodzi i kontynuuje drogę powrotną do
domu. Lecz nie idzie zbyt długo w ciszy, ponieważ Ross do niej dzwoni:
- Co się stało najdroższa?
Dziewczyna waha się. Powiedzieć prosto z mostu, czy nie? Szybka
decyzja.
- Moja mama nie żyje.
- Matko Boska… Okey. Zostawiam wszystko i lecę do ciebie. Widzimy się
jutro, okey? Tylko spakuj walizki. Zabieram cię do Los Angeles.
- Ale Ross…
Chłopak się rozłącza. Brunetka staje. Jest wstrząśnięta. Nie tak sobie
wyobrażała tą rozmowę.
_________________________________________________________
Okey to jest część pierwsza części drugiej! Postanowiłam dodać, co mam, ponieważ i tak długo mnie już mnie tu nie było. Mam napisane trochę więcej i zaraz biorę się za dalsze pisanie. Powinnam to dodać już wkrótce. Pozdrawiam i mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu jest...
Ja jestem!
OdpowiedzUsuńEj, kurcze biedna Emily...
Ross bierz ją do siebie!!
Masz zamieszkac z nim i kropka.
Super jest!
Czekam!
-Wika aka ponczek
Super !
OdpowiedzUsuń