**miesiąc
później**
Dom, w którym mieszkała Emily wraz z
rodzicami, to zielonkawy jednopiętrowy budynek z czterema pokojami. Z zewnątrz
wygląda jak typowy amerykański dom. Wyposażenie dość skromne, ale eleganckie...
Mimo wszystko dla Emily zawszę będzie to najbardziej przytulne gniazdko na
Ziemi jakie znała.
Brunetka szykuje się do wyjazdu. Już
prawie spakowała wszystkie walizki. Dosłownie cały ten dom spakowała do tym
paru bagaży.
Brunetka zdecydowała się sprzedać
dom, skoro wyprowadza się do Los Angeles na stałe. Będzie jej brakować tej
niezwykle ważnej części jej minionego życia, ale to jest jedyna rozsądna rzecz,
jaką może zrobić. Trzeba żyć dalej.
Ale dom, który pamięta zawsze
pozostanie w jej sercu.
Już trzy tygodnie minęły od
pochowania matki Emily. Ceremonia była niezwykle wzruszająca. Przyszło o wiele
więcej ludzi niż się spodziewano, a pomiędzy gośćmi byli pracownicy szpitala,
dawni pacjenci, przyjaciele, nawet z rodziny parę osób przyszło. Sporo ludzi
wygłosiło piękne mowy, modlono się o spokój duszy kobiety, a na koniec
zorganizowano stypę. Momentami było trudno, ale Emily starała się nie płakać.
Pogrzeb to nie jedyna rzecz, jaka
miała miejsce w ciągu tego minionego miesiąca. Już parę dobrych dni minęło od
ostatniego egzaminu. Można powiedzieć, że Emily nareszcie się uwolniła od
ciężaru szkoły i dzieciństwa. Nadeszła pora na zupełnie nowy rozdział życia.
Już nieodwracanie trzeba dorosnąć.
Przez ten cały czas Ross był przy
niej i są wspierał. Całkiem dobrze im się żyło razem przez ten czas. Chłopak
zabierał ją na randki niemalże każdego wieczora. Brunetka jest niezwykle
wdzięczna za wszelką miłość, jaką jej okazał w tych trudnych chwilach.
Ten miesiąc był niezwykle przydatnym
elementem w umocnieniu ich związku i nauczeniu się życia z sobą. Fakt,
wcześniej też snuli swój żywot mając siebie, ale wspólne życie to zupełnie co
innego, w porównaniu z codziennym kontaktowaniem się. Dzięki temu wszystkiemu,
co razem przeszli, jest im teraz w pewnym sensie łatwiej, ponieważ doskonale
poznali swoje wnętrze przez te dwa lata.
*
Emily patrzy na zdjęcia. W jednej
dłoni trzyma obrazek przestawiający ją i blondyna, a w drugiej zdjęcie sprzed
lat, a na nim ona i rodzice. Obydwa są idealnym odzwierciadleniem jej życia -
to, co znała do teraz i to, co się teraz zaczyna.
Chowa oba do swej walizki. To
ostatnia rzecz, jaką miała zrobić.
Już wszystko gotowe. Najwyższa pora
wziąć głęboki oddech i wyjść za drzwi i już nigdy nie wrócić.
Spogląda na Rossa. On ją chwyta za
dłoń bez słowa i wychodzą.
** dwie godziny później**
Ross i Emily przytulają się w
samolocie. Dziewczyna patrzy przez maleńkie okienko na świat za oknem. Wszystko
co widzi to plamy zieleni i żółci, przeplatane z bielą i miękkością obłoczków.
Już od godziny obserwuje te widoki i na razie się jej to jeszcze nie znudziło.
W końcu to pierwszy raz, gdy leci maszyną wśród ptaków.
Jednak brunetka odrywa oczy od okna,
ponieważ jej ukochany zaczął ją mocniej przyciskać do siebie i wiercić się.
- Ross? Co jest...? - pyta zmieszana
dziewczyna.
- Nie nic... Tylko chciałem zwrócić
na siebie twoją uwagę - powiedział, uśmiechając się.
Dziewczyna nic tylko odwzajemniła
ten gest i delikatnie go pocałowała. Chyba właśnie o to mu chodziło...
Do Los Angeles wciąż dzieliło ich
wiele mil - jakieś cztery godziny lotu. Ten czas bardzo szybko im zleciał, bo
usnęli na parę godzin, przytulając się do siebie.
** w tym samym czasie w Miami**
To już trzeci raz, gdy Tom i Mindy
spotykają się na randce. Tym razem postanowili wybrać kino.
Dobrze im w swoim towarzystwie, nie
mają problemów ze swobodnym rozmawianiem, ale czy można to nazwać miłością? Nie
trzymają się za ręce, nie całują się... Patrząc na nich niezwykle trudno się
domyślić, że to nie koleżeńskie spotkania.
Jednak są powody, dla których się
tak dobrze im porozumiewa i spędza czas... Po prostu jest miło im być razem.
Czują się do siebie przywiązani i wynika z tego jakaś ukryta tęsknota, gdy nie
mogą być blisko siebie. Trudno im opisać uczucia, które im towarzyszą każdego
dnia, ale na razie nie potrzebują wiedzieć za dużo. Na razie jest dobrze.
Ale wróćmy do kina...
Bez problemów wspólnie wybrali film.
O dziwo wybór wcale nie padł na komedię, czy film romantyczny tylko... na film
wojenny! Czytelnik pewnie pomyśli, że to wina Toma, a Mindy tylko się zgodziło,
lecz... Było zupełnie inaczej. Otóż nasza słodka bohaterka uwielbia historię, a
zwłaszcza czasy II wojny światowej. Tom to tak trochę typowy mężczyzna, więc
podekscytowany zgodził się na taki scenariusz randki od razu.
W kinie nie było zbyt dużej kolejki,
więc bez problemu kupili bilety i następnie zestaw barowy. Poszli na salę i
usiedli na swych miejscach, krótko mówiąc wszystko szło dość typowo i po prostu
oglądali film. Lecz nagle coś się zmieniło... Jak to zazwyczaj bywa, także w
filmach historycznych, wątek miłosny też być musi, więc bohaterowie całują się
na ekranie, a Tom tak jakoś spojrzał na Mindy i... Tak jakoś ona też na niego
spojrzała i... Oboje oblali się rumieńcem i jakimś nadprzyrodzonym cudem ich
dłonie się spotkały. Chyba coś nasza para zrozumiała w tej chwili.
**po filmie przed kinem**
- Jak ci się podobał film? - pyta
Tom, dojadając resztki pop cornu.
- Bardzo. Cieszę się, że mnie tu
zabrałeś - odpowiada mu szczerze Mindy.
- Nie wydaje ci się, że trochę
wyglądamy jak ta para z filmu? - spogląda na nią i wyrzuca pudełko do pobliskiego
kosza. Zaczynają iść powoli przed siebie, trzymając się za ręce.
- Nie wiem, może... A co tak
właściwie masz na myśli?
Stają i chłopak wymownie spogląda na
ich dłonie. Nastaje chwila ciszy pomiędzy nimi. W oddali słychać świerszcze.
Światło latarni świeci im w plecy. Półmrok panuje dookoła.
Dziewczyna się zarumieniła i
spuściła wzrok. Doskonale wie co ma na myśli. On muska jej policzek opuszkami
palców i kieruje je na dół ku brodzie. Delikatnie podnosi jej głowę do góry
tak, by mogła mu spojrzeć w oczy. Nachyla się nieznacznie i ją całuje.
Chyba już jest jasne, kim ta dwójka
jest dla siebie.
Komentarze
Prześlij komentarz