- To Laura
nic ci nie opowiadała? – Jack grał zaskoczonego. Chociaż… Sama nie wiem –
Spędziliśmy razem jej urodziny. Było bardzo miło – uśmiechnął się jak jakiś
zboczeniec. Zabijcie mnie…
- Czy to
znaczy, że wy… - zaczął Ross. Zrobił się biały jak papier.
- Nie ma
żadnych nas – zaprotestowałam – A Jack musi już iść – spojrzałam na niego z
mordem w oczach. Chwyciłam go za ramię i odprowadziłam na tyle daleko, by moi
przyjaciele nie słyszeli naszej rozmowy - Co ty do jasnej ciasnej wyprawiasz?!
- Ahh
kochana. Moglibyśmy być taką ładną parą. Mieć gromadkę dzieci i żyć w ogromnym
domu – nie trudno było zauważyć, że się rozmarzył. Zaczął się bawić kosmykiem
moich włosów.
- Dlaczego
akurat mnie wybrałeś? – spojrzałam mu w oczy.
- Nie
wybrałem cię. Serce to zrobiło – pochylił się w celu oddania pocałunku na moich
ustach. Na szczęście w porę go odepchnęłam.
- To jest
bardzo zły pomysł, Jack. Odejdź i nie komplikuj mi życia – odpowiedziałam mu
stanowczo, po czym odeszłam od niego.
- Jeszcze
przyjdziesz do mnie! – zawołał, nim zniknął za drzwiami lokalu. Wróciłam na
swoje miejsce i bez słowa usiadłam.
Dopiero
teraz zauważyłam piękno tego miejsca. Wszystko tutaj jest w kolorach bieli i
błękitu. Jak niebo i chmury. Ale wyposażenie ma jak typowa restauracja. Od początków
naszej przyjaźni tu przychodziliśmy. Tyle wspomnień…
Spojrzałam
na swoją paczkę. Przez cały czas się na mnie gapili i nawet tego nie
zauważyłam. Aż strach pomyśleć o tym, co teraz siedzi im w głowach po tej
scence.
- Jedzmy –
na mojej twarzy pojawił się udawany uśmiech. Na szczęście mnie posłuchali.
Poczułam, że dostałam wiadomość. Wyjęłam telefon i odczytałam to, co mi
napisała Agnes.
„Hey Lau J
Co robisz?
Ahh jestem
taka podekscytowana środowym koncertem R5 <3”
Mimowolnie
się uśmiechnęłam. Raini to zauważyła i zareagowała.
- Kto tam do
ciebie wypisuje, co? – podniosła jedną brew i popiła soku wiśniowego ze
szklanki.
- Agnes –
odpowiedziałam promiennie. Ross na dźwięk tego imienia się zarumienił.
- W ogóle
nie widać tego, buraczku – odezwał się Calum do blondyna. On na to zaczął
chichotać i ukrył twarz w dłoniach. Szybko odpisałam dziewczynie.
„- Jestem w
restauracji i myślę, że Ross chce z tobą pogadać ;)
- Serio? :o
Ale fajnie :D Napisze zaraz do mnie, czy coś?
- Tak”
- Ross, masz
i się ciesz – podałam mu swój telefon. On zaskoczony wziął urządzenie ode mnie
i po chwili uradowany zaczął stukać palcami w ekran.
- Laura
swatka! Laura swatka! – zaczął się śmiać rudy, a Raini mu zawtórowała. Wariaci.
Później spokojnie zajęłam się jedzeniem. Mój ukochany kurczaczek po chińsku!
***
Już ponad
godzinę siedzimy w knajpie i wyjść stąd nie możemy. Nie można w ogóle dotrzeć
do Rossa. Nic tylko cały czas jest zatopiony w moim telefonie. Strasznie mnie
to zaczęło już wkurzać…
- Ross, na
miłość boską oddaj mi łaskawie mój telefon – wysyczałam wściekła już do granic
możliwości.
- Jeszcze
chwilkę… – odburknął.
- Ta „chwilka”
trwa już godzinę – wtrąciła się czarnowłosa i zrobiła cudzysłów w powietrzu.
- Magia miłości
– powiedział jak zwykle uśmiechnięty Calum.
- Dobra masz
już – blondyn oddał mi urządzenie. No nareszcie! – Ahh ona jest taka zabawna!
No i utalentowana… Szkoda, że nie widzieliście jej tekstów. Są piękne. No i ona
jest taka cudowna… Jeszcze nigdy nie znałem kogoś tak niezwykłego jak ona –
rozmarzył się, a we mnie się gotowało. Jestem zazdrosna czy co? No cóż. Nigdy
nie mówił o mnie w taki sposób… Przewróciłam teatralnie oczami i schowałam
telefon do kieszeni.
- Wow –
podsumował rudy, patrząc zdumiony na kumpla. Mój człowiek!
- To gdzie
teraz idziemy? – zapytała Raini. Zbawcze słowa, pomyślałam.
- Na świński
młyn! – ryknął rudzielec, a wszyscy w lokalu skierowali wzrok w naszym
kierunku. Co za wstyd…
- Chyba masz
na myśli diabelski młyn – skwitował Ross, patrząc z politowaniem na Caluma. Są
czasami takie momenty, że nie wiadomo, czy się śmiać, czy płakać…
- Dobra to
chodźmy tam – powiedziałam, a reszta pokiwała głowami i wyszliśmy z
pomieszczenia.
***
Jesteśmy w
jednym z wagoników na diabelskim młynie i zaraz się znajdziemy w powietrzu. Już
nie mogę się doczekać! Cała maszyna składa się z 50 wagoników, gdzie jest
miejsce dla czterech osób. Każdy jest oświetlony w środku i całe są bialuteńkie
jak białko kurze. Spojrzałam na swoich przyjaciół. Calum z wielkim uśmiechem malującym
się na jego ustach, się rozglądał dookoła. Ross zamyślony patrzył w niebo, a
Raini się mu przyglądała i w końcu zapytała:
- O czym tak
myślisz, blondasku? – uśmiechnęła się do przyjaciela.
- A jak myślisz?
– zarumienił się w odpowiedzi.
- Myślę, że
wiem o czym. A raczej o kim – mrugnęła do niego, a on się zaśmiał cichuteńko
pod nosem.
Wściekłość
znów mną zawładnęła i wyjęłam telefon. Napisałam bezmyślnie wiadomość do Jack’a.
„- Przyjdź
do mnie o 19.
-
Wiedziałem, że wkrótce się do mnie odezwiesz :*”
Pośpiesznie
schowałam urządzenie do kieszeni spodni. Po co to napisałam? Sama nie wiem…
Spojrzałam na swoją paczkę. Oni wciąż robili to samo co wcześniej.
Nagle poszybowaliśmy
w górę, co wywołało u mnie falę szału radości. Z sekundy na sekundę byliśmy coraz
wyżej i wyżej. W końcu znaleźliśmy się w najwyższym punkcie uniesienia i
uradowana patrzyłam na małe białe puszyste chmurki. Słońce zaczęło się już
chylić ku zachodowi i światło rzucało taką piękną pomarańczowo-czerwoną
poświatę na ziemię. Było bajecznie. Moje życie jest tak samo cudowne jak
otaczający mnie świat. Co za piękne kłamstwo. To co jest i było, czyli Ziemia
nawet w 1 procencie nie może się równać z tym co mam. Życie ludzkie jest ulotne
i nic po nas nie zostanie. Tylko jakiej zapiski naszej teraźniejszości, kości
obrócone w proch. Chwytaj dzień…
***
Już jestem w
domu. Hmm… W końcu spędziłam dosłownie cały dzień ze swoja paczką. Czyli jakieś…
4 godziny? Nie, chyba więcej… Po tym jak tu dotarłam, musiałam troszkę się
porelaksować. Gorąca kąpiel, ulubiona muza, książka i robienie pazurków. Typowe
dziewczyńskie sprawy. Taa… Teraz sobie leżę plackiem na łóżku i patrzę w sufit.
Rozmyślam. Jeszcze Jack ma przyjść…
Nagle moje
niezwykle ciekawe zajęcie przerwało natarczywe stukanie w okno. Wstałam i otworzyłam
je przybyszowi.
- Nie łaska wejść
jak człowiek przez drzwi? – zapytałam ze śmiechem.
- Myślałem,
że przyszliby twoi rodzice i… wiesz. Tak jest bardziej romantycznie – mrugnął go
mnie i usiadł na moim łóżku. Poszłam w jego ślady.
- Jesteśmy
sami w domu. Vanessa i rodzice musieli gdzieś wyjść na noc – wytłumaczyłam mu.
- No spoko.
Czemu zmieniłaś zdanie i chciałaś się ze mną spotkać? – zapytał prosto z mostu.
- Uznałam,
że chciałabym cię lepiej poznać – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- To… Co
chcesz wiedzieć?
- Wszystko.
Historię twego życia – patrzyłam prosto w jego śliczne zielone oczy.
- No dobra…
Nigdy nie znałem rodziców. Zginęli tuż po moich narodzinach. Podobno było to
zabójstwo, ale do dzisiaj nie udało się rozwiązać tej zagadki. Miałem brata
starszego o dwa lata. Nie żyje od roku. Nie wiem co się z nim stało. Nawet nie
wiem, gdzie jest jego ciało… Mieszkaliśmy kiedyś w domu dziecka, ale później
jak byłem już pełnoletni, razem zamieszkaliśmy w domu w lesie. Tym, gdzie
byłaś. Czasami strasznie mi go brakuje… - otarł łezkę, która wypłynęła z jego
oka – Pracuję jako kelner. Wiesz gdzie. Kocham jazdę konną. Jadąc na tym
niezwykłym zwierzęciu czuję się wolny jak ptak. To takie piękne uczucie. Nie
cierpię, gdy ludzie mnie okłamują i w sumie… To chyba tyle – spojrzał na mnie
smutnym wzrokiem. Jaki rzadki widok poruszonego męskiego serca.
- Wow… Nie
wiem co powiedzieć… - przyznałam. Wzruszyły mnie jego słowa.
- Nie musisz
nic mówić… Nie musisz mi opowiadać o sobie. Znam cię lepiej niż myślisz –
uśmiechnął się lekko do mnie – od Rossa i Vanessy.
- A właśnie.
Opowiedz mi o początkach znajomości z nimi.
- No to…
Rossa poznałem w dzieciństwie. Mój brat Michael, kochał muzykę tak jak Ross. W
trójkę się przyjaźniliśmy jak jeszcze blondyn mieszkał w Littleton. Każdy znał
tam każdego, więc wiesz… A ja i Van chodziliśmy razem do tego samego liceum.
Nawet do tej samej klasy.
- Serio?!
Nigdy mi nie opowiadała o swoich liceach latach… Wow – bardzo mnie wciągnęły
jego historie.
- A ty skąd
znasz Rossa? Wciąż jesteście parą? Wiesz… Dużo mi o tobie mówił – zaśmiał się
na myśl tego wspomnienia.
- Gramy
razem w serialu. No i nie jesteśmy już razem. On woli moją kumpelę Agnes i
wiesz co mnie boli najbardziej? Że nigdy nie mówił o mnie w taki sposób, w jaki
to robi o niej – moje smutki wyszły na jaw…
- On jest w
niej naprawdę zakochany... Ale wiesz co? Na świecie jest ktoś, kto w podobny
sposób szaleje za tobą. Twoja osobowość jest tak samo cudowna jak letni wiatr.
Twoja uroda jest lepsza niż tysiąc róż. Smak twoich ust najsłodszą rzeczą w
dziejach. Jesteś najwspanialszą nagrodą jaką można dostać. Jest taka osoba,
która tak szczerze myśli i siedzi teraz przed tobą – podczas wymawiania tych
słów, brunet cały czas patrzył mi w oczy i głaskał mnie po policzku. Nie mogę
zaprzeczyć. Bardzo mi się to podobało.
-
Zauroczyłeś mnie – cichutko wypowiedziałam te słowa. Zauważyłam w jego oczach
ogień pożądania. Chłopak lekko musnął mych warg, ale szybko zamieniło się to w
namiętny pocałunek. Było mi nieziemsko przyjemnie. Chwilę potem leżał już na
mnie, nie zwalniając tempa. Robiło się coraz goręcej i nie chciałam go
powstrzymywać. Zapowiada się długa noc…
***
Hmm… Pamiętam
ten dzień perfekcyjnie. Był naprawdę niezwykły. Nie powiem czemu tak myślę… No
cóż. W następnym wpisie opowiem o naszym pożegnaniu na lotnisku z Rossem i tak
dalej. Jestem ciekawa co myślisz o tym, co dziś napisałam. Ahh szkoda, że nie
potrafisz mówić mój kochany pamiętniczku…
PS. Life likes to be complicated. Love
likes it too (Życie lubi być skomplikowane. Miłość też to lubi)
Słowa autorstwa Agnes. Filozof byłby z niej niezły. Hmm…
___________________________________________________________________________
Niespodzianka :D xD Zapewne nikt się nie spodziewał tak szybkiego rozdziału i takiego zakończenia xd Tak szczerze jak też się nie spodziewałam tego wszystkiego xdd Dobra dajcie piękne komentarzyki dla waszej chorej Agnes :3 Pozdrawiam <3
Moja Agnes jest chora :( Szczerze? N..... Wiesz.. Powiem Ci na FB :DNie chce mi się pisać! Koncze! Fajny rossszial! Czekam!
OdpowiedzUsuń~Wika
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzekam na next :*
Cudo:)
OdpowiedzUsuńTo chyba mój ulubiony rozdział. Wydawał mi się taki... żywy, jeśli wiesz co mam na myśli XD łatwo mi było sobie wszystko wyobrazić i w ogóle. Spodobał mi się fragment na tym diabelskim młynie o ulotnym życiu i że nic z nas nie zostanie. To prawda, dlatego trzeba doceniać ludzi, których się przy sobie ma, bo zazwyczaj doceniamy ich dopiero wtedy, gdy jest już za późno.
OdpowiedzUsuńA wracając do rozdziału XD Zmieniłam zdanie o Jacku, wcześniej wydawał mi się jakiś taki śliski, podstępny, jakby chciał tylko wykorzystać Laurę. I kto wie, może udawał takiego czułego, żeby dopiąć swego, hę? :D Ale nie, nie, jakoś bardziej mnie ujął w tym rozdziale i zaufałam mu. Fajnie, że Laura odnalazła pocieszenie, kogoś, kto widzi w niej coś pięknego i mam nadzieję, że ona w nim również coś widzi, chyba, że to taka krótka przygoda. Po Tobie niczego nie można się spodziewać :D
Ross i Agnes, Rooooss i Agnes, kiedy oni w końcu się spotkają? XD Muszą w końcu iść razem do łóżka, co nie?
Życzę weny i cieszę się, że aż dwa rozdziały w krótkim odstępie czasu :) Pisz dalej, czekam na dalsze losy Twoich bohaterów :)
A no i jeszcze słowa Jacka takie słiiit, w ogóle on to niezłe ziółko jest. Każda by chciała chłopaka, który wchodził by do niej przez okno. KAŻDA. A która zaprzecza, to kłamie :D
UsuńOk chyba tyle XDD
Pozdrawiam :)